Strony

sobota, 31 października 2015

Podsumowanie październikowej odsłony II edycji wyzwania Gra w kolory


W październikowej odsłonie wyzwania swoje linki zgłosiło 7 osób.
Przeczytałyśmy 30 31 książek :)
Super!
Najwięcej książek, bo aż 7 przeczytała Ejotek, a najmniej ja i Izabelka po 1 :(

Przeczytałyśmy....
(Linki do recenzji znajdują się w zakładce wyzwania - tutaj)
ja :)

W listopadzie obowiązuje kolor granatowy.
Zapraszam do wspólnej zabawy,
poniżej możecie znaleźć inspiracje do realizacji wyzwania.

Mam jeszcze prośbę do uczestniczek!
Proszę byście podawały linki do przedostatniego dnia miesiąca,
dzięki temu uniknę podwójnego tworzenia zestawienia
(tak jak to było teraz, bo w nocy zrobiłam sobie posta na dzisiaj, 
a teraz musiałam zmienić połowę zestawień okładek)

piątek, 30 października 2015

Wieczór przy herbacie (42) - życiowe niespodzianki

Tak, tak, to białe coś to herbata... zaraz się wszystko wyjaśni.

Dzisiejszy dzień jest cudowny chociażby dlatego, że:
- zaczyna się weekend
- przyszła pierwsza partia "Książek naszych marzeń" do szkoły (81 szt.)
- przyszły nowe, ciekawe pozycje dla nauczycieli (21 szt.)
- domknęłam kilka zaczętych w pracy spraw i od razu mi lżej
- posprzątałam wreszcie stosy papierów na biurku w pracy :)
- zrobiłam dobry obiad :p
- pani z agencji pocztowej wyręczyła mnie w dostarczeniu listu na pocztę główną 
(sama miała już zamknięty system), 
a bardzo zależało mi na dacie stempla pocztowego, 
bo wysyłałam pracę uczennicy na konkurs
- i............ dostałam paczkę! Odebrałam ją dosłownie w ostatniej chwili! 
Pani w agencji pocztowej właściwie zamykała już drzwi, 
ale się zlitowała i nie dość, że wydała paczkę 
to jeszcze zabrała ze sobą mój list :)

Zanim wyjaśnię co to za nietypowa (jak na mnie) herbata
to muszę napisać skąd się wzięła!

I tak wracamy do mojej przesyłki.
Ta miła, niespodziewana przesyłka przywędrowała do mnie od Izabelki
I to tak zupełnie bez okazji!!!

Izabelka chciała mi zrobić tę niespodziankę tylko dlatego, że mnie lubi!
Fajnie, nie?
W takich chwilach życie od razu staje się piękniejsze,
świat przyjemniejszy,
a dzień cieplejszy :)

W paczuszce oprócz listu znalazły się dwie zakładki do książek
(w tym jedna kupiona specjalnie dla mnie jeszcze w czasie wakacji),
uroczy lizak z czarownicą na miotle,
breloczek z sówką,
2 Knoppersy,
czekolada na gorąco
i zestaw herbatek.
Wśród herbatek znalazła się Chai tee "Indischer Tanz" 
z King`s Crown od Rossmann,
którą właśnie popijam.
Izabelka poleciła dodać odrobinę mleka
i tak też zrobiłam :)
To dla mnie nowy napój, bo bawarkę piłam ostatnio jako dziecko.
To nie jest typowa czarna herbata. 
Jej smak przypomina mi trochę rooibos, 
ale nie ma tak charakterystycznego, mocnego zapachu.
Mleko zdecydowanie ją łagodzi,
choć nadal wyczuwalne są jakieś przyprawy.
Kardamon?
Ciekawa odmiana :)

Izabelka miała niezłe poczucie czasu :)
Gdybym dzisiaj rzeczywiście nie zdążyła odebrać przesyłki
to odebrałabym ją w poniedziałek - w dniu swoich 33 urodzin :)

Serdecznie dziękuję za tę wspaniałą niespodziankę :)

niedziela, 25 października 2015

Jørn Lier Horst, Zagadka salamandry

Autor: Jørn Lier Horst
Przekład: Milena Skoczko
Tytuł: Zagadka salamandry
Seria: Clue, tom 1
Wydawnictwo: Smak Słowa
Miejsce i rok wydania: Sopot 2015
Ilość stron: 150 + pierwszy rozdział drugiego tomu


   Kryminał młodzieżowy trzymający w napięciu od pierwszej kartki, gdzie akcja nie zwalnia nawet na chwilę - wręcz przeciwnie! Świetnie dostosowana do odbioru dla młodszych czytelników, nie tracąc przy tym na powadze sytuacji. Czyta się szybko i przyjemnie. Bardzo dobry początek serii.

    Na plaży Zatoki Okrętów nastolatka Cecilia Gaathe, córka właściciela nadmorskiego hotelu "Perła", odnajduje zwłoki tajemniczego mężczyzny (tajemniczego, bo nikt z okolicznych mieszkańców go nie zna). Na miejscu pojawia się też Leo, syn nowej pracownicy "Perły", który żywo interesuje się sprawą. Wkrótce Leo wraz z Cecilią i jej przyjaciółką Une (i jej psem Egonem) rozpoczynają własne śledztwo, by przekonać się czy utonięcie mężczyzny było nieszczęśliwym wypadkiem czy też kryje się za tym coś innego. Przyjaciele wplątują się w sprawę wykraczającą poza granice kraju. Co chwilę pojawiają się nowi podejrzani, goście w pensjonacie, którzy dodają sprawie grozy i jeszcze większej tajemnicy. Rozwiązanie zagadki, jest tak emocjonujące, że czytelnik nie jest w stanie odłożyć książki nawet na chwilę.

     Jestem absolutnie zachwycona książką! Wszystko zostało tu dobrze napisane, nie można się do niczego przyczepić :) Ciekawy pomysł na fabułę, interesujące postacie (zarówno grupa młodych bohaterów, ich rodziny oraz hotelowi goście). Wartka akcja, co rusz to nowe wskazówki, nowi podejrzani, niepokojące rozmowy i sytuacje. Szczerze mówiąc to jak porównam książkę z innymi kryminałami (dla dorosłych) to ta jest lepsza pod każdym względem i całą resztę daleko pozostawia w tyle. Podoba mi się jak bohaterowie łączą fakty, nie odpuszczają (pomimo bojaźliwej natury Cecilii i grożącego im realnego niebezpieczeństwa) i z wielką determinacją dążą do celu. Moją uwagę przykuło też odniesienie Starego Tima do nauk Sokratesa, zwłaszcza uwaga, że istota rzeczy tkwi w szczegółach, z czego zresztą od razu skorzystał Leo. To w szczegółach znajdziemy wszystkie odpowiedzi na trapiące nas pytania. Na końcu książki znajduje się też krótka notka na temat przekonań Sokratesa, więc czytelnicy mogą sami nauczyć się myśleć tak, jak najwybitniejsi filozofowie świata.

      Gorąco polecam tę książkę, jestem przekonana, że cała seria będzie utrzymana na podobnym poziomie. Jest to wartościowa lektura nie tylko dla młodych czytelników. Zafascynowana tą pozycją bardzo chciałabym poznać "dorosłe" książki autora i mam nadzieję, że szybko to nastąpi.

      Książka jest REWELACYJNA!!!

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Odnajdź w sobie dziecko (śmierć)
- Grunt to okładka (głowy są, ale twarzy nie widać :p)
- Przeczytam tyle ile mam wzrostu (1,3 cm)
- 52 książki w 2015

sobota, 24 października 2015

Danuta Bieńkowska, Pierwszy wiosenny dzień

Autor: Danuta Bieńkowska
Tytuł: Pierwszy wiosenny dzień
Seria: Ważne sprawy
Wydawnictwo: Młodzieżowa Agencja Wydawnicza

Miejsce i rok wydania: Warszawa 1986
Ilość stron: 26

   Problemy egzystencjalne młodzieży wkraczającej w dorosłość - czym świat jest dla nas, jakie jest nasze miejsce w świecie, jaką spełniamy lub mamy spełnić rolę w tym świecie... wszystko zależy od tego jakim jesteśmy człowiekiem.


    Władek pierwszego wiosennego dnia tego roku ma nienajlepszy humor. Jest w nim jakaś nostalgia, niepewność, obawy o przyszłość. Jest rozdrażniony i apatyczny, co odbija się nawet na kontaktach z dziewczyną. Dzisiaj po prostu musi być sam, musi poukładać sobie w głowie kilka spraw, przemyśleć co nieco. Chłopaka dręczą myśli o sensie istnienia, symbiozie ze światem, najbliższym otoczeniem. Nic nie wydaje się jasne, oczywiste i proste. Młody człowiek miota się, zastanawia kim jest dla świata, po co w ogóle istnieje. Wszystkie wątpliwości rozwiewa jego udział w niecodziennym zdarzeniu. Szybka, odważna reakcja, która odmienia los pewnej kobiety pozwala chłopakowi zrozumieć sens istnienia i odnaleźć się w rzeczywistości.

    Opowiadanie skłania do przemyśleń. Pomaga młodym ludziom zrozumieć kim są, po co żyją, jaki jest sens istnienia i co mogą dać światu. Nie oznacza to, że mają z tej opowieści wyciągnąć oczywiste wnioski i koniecznie postąpić jak Włodek. Nie można na siłę robić z siebie bohatera... chodzi o to, by mieć samoświadomość, być gotowym na pomoc i na działanie. Być aktywnym i świadomym, a nie biernie iść przez życie. To my decydujemy jaka jest nasza rola w świecie, społeczeństwie, w najbliższym otoczeniu. Na nasz wizerunek składa się szereg mniejszych i większych decyzji, małych i wielkich czynów, krótkich słów i długich zdań wypowiedzianych w odpowiednim momencie.

   To pozycja, którą trudno ocenić. To zależy jakie (i czy!) czytelnik wyciągnie z lektury wnioski. Jeśli nastolatek zastanawia się nad swoim istnieniem to śmiało można mu podsunąć tę książkę, jeśli nie... to może w ogóle nie zrozumieć jej treści. Polecałabym książkę dla 15-16 latków, bo do nich ta treść dotrze chyba najtrafniej.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Pod hasłem (Mijają dni, miesiące, minął rok) - dzień
- Grunt to okładka (bez twarzy)
- Odnajdź w sobie dziecko
- 52 książki w 2015

środa, 21 października 2015

Ashton Lee, Wiśniowy Klub Książki

Autor: Ashton Lee
Tłumaczenie: Anna Rogulska
Tytuł: Wiśniowy Klub Książki
Seria wydawnicza: Zaczytaj się
Wydawnictwo: Między Słowami/Znak
Miejsce i rok wydania: Kraków 2013
Ilość stron: 352
Uwagi: wydanie kieszonkowe, duża czcionka

     Udział w prowadzonym przeze mnie wyzwaniu Gra w kolory był dla mnie motywacją do ściągnięcia z domowego regału kolejnej, zapomnianej książki. Tym razem dlatego, że jej okładka jest szara. "Wiśniowy Klub Książki" stał na półce dobre parę miesięcy i podejrzewam, że gdyby nie "zabawa w kolorowe okładki" stałby tam drugie tyle, jak nie więcej.

     Książka opowiada o Maurze Beth, bibliotekarce z małego miasteczka Cherico, która postawiona "pod ścianą", desperacko próbuje uratować lokalną bibliotekę przed zamknięciem. W tym celu powołuje do życia grupę dyskusyjną pasjonatów czytania i wraz z nią organizuje "Wiśniowy Klub Książki". Spotkania członków klubu to nie tylko dyskusje na temat omawianej książki, to także okazja do degustacji pysznych smakołyków. Bardzo szybko okazuje się, że na tym działalność klubu się nie kończy. Między klubowiczami nawiązuje się nić porozumienia, która przeradza się w prawdziwą przyjaźń (i nie tylko), która przetrwa nie jedną próbę.

     Lektura książki była przyzwoita, ale nie można powiedzieć, że była porywająca. Po opisie fabuły oczekiwałam czegoś więcej. Przede wszystkim chciałam poznać więcej książek i związanych z nimi tematów do dyskusji. W końcu Maura miała tyle czasu... spokojnie można było przyspieszyć pewne działania i zdecydowanie zwiększyć ich częstotliwość. Choć na każdym kroku powtarzam, że najbardziej zwracam uwagę na losy ludzkie, emocje, dylematy, to jednak tutaj nie byłam w pełni usatysfakcjonowana. Książka miała dużo większy potencjał. Myślę, że z powodzeniem można było rozszerzyć wątek samego klubu książki, ale też opis wydarzeń "towarzyszących" mógł być bardziej emocjonujący. Natomiast rozmowy w ratuszu były nudne i niepotrzebnie przeciągane.

   Pomysł był, klimaty jak najbardziej moje - przyjemne miasteczko, książki, jedzonko, przyjaźń... ale mimo to czegoś zabrakło. Zbyt mało emocji, momentami niepotrzebne rozwlekanie mniej istotnych kwestii, przedłużanie nudnych dialogów, a umniejszanie rzeczy ważnych. Nie uważam jednak żeby był to stracony czas, bo tematyka i klimat mi pasują. Po prostu zabrakło czegoś w wykonaniu. Szkoda, bo książka zapowiadała się naprawdę ciekawie.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (2,2 cm)
- Grunt to okładka  (bez twarzy)
- Gra w kolory (szary)
- 52 książki w 2015

niedziela, 18 października 2015

Wieczór przy herbacie (41) - wakacyjne wspomnienia Jackowo Dolne - lipiec 2015

Oj dawno, dawno nie było wieczorku przy herbacie.
Dzisiaj wreszcie postanowiłam napisać kolejny post z tego cyklu
i przypomnieć sobie lato w Jackowie :)
Tak się zaangażowałam w przeglądanie i zmniejszanie zdjęć,
że z wieczoru zrobiła się noc,
ale post i tak dokończę...

Na zdjęciu "Jabłkowy Oskar" przydzielony mi
w kategorii "Przyjaciółka Molików Książkowych"
z okazji Dnia Edukacji Narodowej

Wieczór umiliła mi herbatka
"Soczyste winogrona"
Jest cudowna, można ją pić na okrągło,
a do tego nadaje się do picia bez cukru nawet dla osób,
które preferują słodką herbatę.


W lipcu wraz z tatą i bratem
spędziłam kilka dni na ich działce rekreacyjnej
w Jackowie Dolnym.
To maleńka wioska nad Bugiem,
30 km od Zalewu Zegrzyńskiego.
Niesamowicie klimatyczne miejsce.

Jak widać działka taty jest na samym końcu wsi.

Domek holenderski.
Z zewnątrz wydaje się mały, ale w środku jest zaskakująco dużo miejsca.

Poletko z pomidorami, sałatą, fasolą, słonecznikami i truskawkami.

Podwórko, w tle stolik i grill, przy którym przygotowuje się większość posiłków.
Z powodu suszy trawa wygląda,
jak wygląda - z wiadomych przyczyn podlewane są tylko grządki.

Widzicie jak tatuś tutaj o wszystko dba? Aż przyjemnie patrzeć!

Jackowo to niesamowicie urocza miejscowość.
Podobnie jak sąsiadujące z nim Barcice.

Niemal na każdym kroku, nad każdym domem mieszkają bociany.



Podczas spacerów mijałam przepiękne domki, 
a wśród nich stare drewniane domostwa.
Niektóre nadal zamieszkiwane, inne już rozsypujące się.








Wszystkie są magiczne, piękne i z duszą,
ale mnie najbardziej urzekł domek z bali usytuowany na zboczu lasu.
Po prostu cudowny!
Taki mi się marzy!


Nie tylko domy zachwycają swoją urodą.
Zauroczyły mnie też ziemianki, 
które można zobaczyć na prawie każdym podwórku
(także tam gdzie znajdują się nowoczesne, ekskluzywne domy).
Pamiętam, jak zachwycałam się nimi czytając "Dom nad Rozlewiskiem",
dlatego gdy je zobaczyłam, aż łezka zakręciła mi się w oku.
W ogóle na pierwszym spacerze chłonęłam wszystko, 
jak dziecko podczas pierwszej wizyty w Wesołym Miasteczku :)


Najładniejsza ziemianka w Jackowie

Wzdłuż Jackowa i Barcic płynie Bug.
Od płotu działki taty jest do niego może z 10 kroków, 
ale tam rzeka jest bardzo zarośnięta.
Najładniejsze zejście jest w Barcicach i na drugim krańcu Jackowa.









I ja tam byłam, miód i wino piłam..
choć nie, miodu i wina nie piłam.
Ale byłam...
(poniższe zdjęcia wykonał mój brat)

Jest i chwila na książkę... ale szczerze mówiąc niewiele tam przeczytałam.
Ważniejsze były dla mnie spacery, rozmowy, gra w karty z bratem,
odpoczywanie na hamaku przy delikatnym wietrze.

Nie mogłam się powstrzymać! Mimo alergii....

Oooooo i niespodzianka!
W lipcu w Jackowie i Barcicach w sumie padało z 20 minut
i akurat przy pierwszym spacerze dosięgło mnie kilka kropel...

Dobrze się czasem przytulić do drzewa :)

Gdzie diabeł nie może, tam Magdę pośle...
Na snopku siana

Na ambonie myśliwskiej (potem zejść nie umiałam)

Nie byłabym sobą gdybym nie zaliczyła choć jednego drzewa

Jackowo Dolne zrobiło na mnie tak wielkie wrażenie,
że w sierpniu zabrałam tam Dawida i Kornelię (na trochę dłużej),
ale relacja z drugiego pobytu innym razem.
Cudowne miejsce na relaks, błogi odpoczynek i kontakt z naturą.
Rewelacja!
Polecam tego typu wyjazdy wszystkim!

sobota, 17 października 2015

Magdalena Witkiewicz, Po prostu bądź

Autor: Magdalena Witkiewicz
Tytuł: Po prostu bądź
Wydawnictwo: Filia
Miejsce i data wydania: Poznań 2015
Ilość stron: 344

     Przepiękna opowieść o niesamowitej miłości. Wyjątkowej! Takiej... aż po grób! I o przyjaźni - lojalnej, wspierającej, wytrwałej, mogącej pokonać wszystkie trudności.


    Paulina wbrew woli rodziców postanowiła iść własną drogą. Zdeterminowana odważnie realizowała własny pomysł na siebie. Wybrała studia daleko od domu, architekturę w Gdańsku. Niestety wyjazd oznaczał, że od tej pory musiała być zdana tylko na siebie, ale udało się. Pola skrupulatnie dążyła do osiągnięcia zamierzonych celów. Wtedy na jej drodze pojawił się On. I choć nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, to i tak była niezwykła. Silna, mocna i najpiękniejsza jaką można sobie wymarzyć. Początki nie były łatwe, bo na drodze tych dwojga stała pewna przeszkoda, ale zakochani to przetrwali i później mogli się cieszyć sobą bez końca. Niestety... nikt nigdy nie wie kiedy ten koniec nadchodzi... 
    Tyle zmian, tyle uczuć, a potem wielka pustka. Jak dalej żyć, po co, dla kogo? Czy w ogóle warto co rano wstawać z łóżka, skoro nic już nie jest takie samo? W tak ciężkich chwilach dobrze mieć przyjaciela, który poda rękę, pogłaszcze, czasem zrobi śniadanie... po prostu zadba o nas. Przyjaciel nie robi wyrzutów, nie ocenia, nie moralizuje - tylko trwa, bez względu na wszystko.

    Nie wiem o czym bardziej jest ta książka: o miłości czy przyjaźni? Co w życiu jest ważniejsze? Czy te dwie rzeczy można oceniać w hierarchii większych wartości? Nie sądzę! Autorka pomimo różnych kolei życiowych Pauliny potrafiła w sposób bardzo szczegółowy opisać idealną miłość i prawdziwą przyjaźń. Ta książka jest jak balsam na duszę, choć nie brakuje w niej łez. Pokazuje światło gdy człowiek znajdzie się w otchłani mroku, krzepi i pobudza do życia, do intensywnego odczuwania i doceniania tego co mamy.

     Lekkie pióro i plastyczny język, niezmiennie charakteryzujący twórczość autorki, sprawia, że czujemy się jak uczestnicy opisywanych w książce wydarzeń. Dokładnie widzimy każdą z wymienianych postaci, uczestniczymy w życiu bohaterów, a nawet odczuwamy to samo. Mam tu na myśli nie tylko uczucia, ale płatki śniegu na twarzy czy pachnący szalik. Cudowna historia!

   Przy każdej kolejnej książce Magdaleny Witkiewicz mam wrażenie, że pisane są one specjalnie dla mnie! Magda pisze to, co ja chcę czytać, dostarcza mi maksymalnych emocji, zawsze zmusza do refleksji, bez względu na to jakich obszarów życia one dotyczą. Niestety książki Magdy mają jedną poważną wadę! Są za krótkie! 


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Autorce.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań
- Grunt to okładka - bez twarzy
(tak naprawdę książkę przeczytałam jeszcze we wrześniu, 
ale wtedy była kategoria "coś optymistycznego" i też by pasowało)
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (2,7 cm)
- 52 książki w 2015