Strony

sobota, 8 lipca 2017

Wieczór przy herbacie (49) i odwiedziny u siostry w Rudnikach

Dawno nie było "Wieczoru przy herbacie",
choć ostatnio każdy wieczór spędzam w "jej" towarzystwie :)
Głównie za sprawą Ejotka,
która uraczyła mnie sporą dawką herbat i teraz 
nie mam nawet ochoty na kawę, 
której piłam kilka sztuk dziennie...

Jak najlepiej spędzić wieczór? - przy pysznej herbacie i świetnej lekturze
Edit
Pierwsza z nich, prezentowana na blogu to
"Spacer w chmurach"
Na opakowaniu nie ma składu i opisu,
ale z całą pewnością jest to herbata zielona, 
możliwe, że z domieszką białej,*
To czarna herbata
z prażonymi migdałami,
przez co ma marcepanowy smak
(bardzo podobna do jednej świątecznej herbaty, 
której nazwa mi wyparowała z głowy).

* Tak to jest jak się pije dwie herbaty na raz!

Ja marcepan uwielbiam zawsze i wszędzie,
więc mnie taka herbata pasuje także latem :)

Ostatnio trochę narzekałam na złe samopoczucie 
i przemęczenie,
ale od czego są wakacje?
Powolutku dochodzę do siebie.
Pierwszy tydzień miałam jeszcze zabiegany ze względu 
na sprawy dotyczące awansu zawodowego, 
ale w tym tygodniu już odpoczywam.
A właściwie to staram się,
bo nagle okazuje się, że mam mnóstwo spraw różnych do zrobienia, 
a do tego dochodzą różne spotkania towarzyskie :)
Obiecywałam sobie, 
że pierwszy tydzień wakacji prześpię, 
a tak naprawdę okazja do całodziennego spania 
nadarzyła się dopiero wczoraj i skorzystałam z niej z rozkoszą :)

Tydzień temu w sobotę też byłam zajęta, 
ale jakże miło spędziłam czas!
Pojechaliśmy do mojej siostry Sandry, 
mieszkającej w Rudnikach żeby wreszcie zobaczyć Kalinkę, 
najmłodszą w rodzinie, 
która na świat przyszła 12 czerwca 2017,
a przy okazji odwiedziliśmy "urodzinowo" jej starszą siostrę Zosię, 
która w 26 czerwca skończyła 3 lata :)

Kalinka
Jak widać, prezent urodzinowy okazał się trafiony w 10
(a przynajmniej ta jego część)

Jedna z większych atrakcji Zosi - spacer z pieskiem po podwórku :)

Zanim przejdę do zachwytu nad dziewczynkami 
(będą zdjęcia),
muszę powiedzieć o tym, 
że uwielbiam te nasze rodzinne spotkania.
Tym razem ze względu na Kalinkę odwiedzaliśmy ich na raty, 
żeby nie stresować jej nadmiarem ludzi wokół 
(choć i tak się nas trochę uzbierało, a do tego pies).
Na szczęście pogoda dopisała i mogliśmy spędzić czas na dworze,
co Kalince wcale nie przeszkadzało, 
a wręcz przeciwnie, bo cały ten czas... przespała :)

Kalinka jest słodka jak cukierek 
i malutka jak biedronka!
Stópka wielkości mojego palca wskazującego

Zosia choć nieco starsza i większa,
wcale nie jest mniej słodka.
Sami powiedzcie...
Zmęczona Zosia zasnęła w samochodzie po wizycie u dentystki,
gdyż krótko przed naszym przyjazdem miała mały wypadek,
przy którym złamała połowę jedynki.
Zapytana przez dentystkę, jak do tego doszło, odpowiedziała:
"No jak to jak? Skakałam na żółwiu i się przewróciłam".
Ponoć była bardzo zdziwiona, że pani nie wiedziała jak do tego doszło...

Widzicie tę minkę? To skupienie, powaga, poczucie odpowiedzialności?

Wiecie za co uwielbiam naszą rodzinę?
Za to, że możemy być sobą w każdej sytuacji, nie musimy nikogo grać
Za to, że potrafimy się z siebie śmiać i robimy to serdecznie, a nie obraźliwie
Za to, że gubimy się w poruszanych tematach - zanim jeden skończymy, 
już pojawia się kolejny
Za to, że czujemy się przy sobie swobodnie, 
nawet podczas "rodzinnych" spotkań każdy może chodzić własnymi ścieżkami np. gdy nagle zapragnie pielić ogródek, pohuśtać się na huśtawce itp.
Za to, że zawsze, ale to zawsze jest śmiesznie!
Za to, że mamy siebie i zawsze możemy na siebie liczyć, że czujemy swoją obecność nawet jak dzielą nas kilometry.
Bardzo kocham swoją rodzinę :)

Takie zdjęcia rodzinne mogłabym oglądać godzinami!
Wszyscy czują się swobodnie, luźna, sielska atmosfera.

Zosia zajęła się "górą" z każdego kawałka ciasta.
Było ciasto z galaretką, ale został sam biszkopt :)
Dla Snikersa to oczywiście żaden kłopot, w razie czego on posprząta...

To zdjęcie też jest dla mnie magiczne, ale tylko z wiadomych mnie powodów :p

U Sandry siedzieliśmy na podwórku, gdzie zrobiliśmy grilla.
W międzyczasie objadłam siostrze kilka owoców w ogrodzie,
huśtaliśmy się na huśtawce (wszyscy, nawet Dawid :p),
pieliłam wspomniany wyżej ogródek, 
bo nie nie mogłam się powstrzymać.
W sumie to każdy robił to na co miał ochotę.
Na koniec wszyscy wpakowaliśmy się do ogrodowego basenu 
(tego nie będzie na zdjęciach:p)

Dawid był nadwornym "kucharzem", Kornelia i Snikers w roli kuchcików,
gotowych do pomocy... choć oboje bardziej przeszkadzali niż pomagali.

Jest i huśtawka, z lekką dozą nieśmiałości, powolutku...
bo bałam się, że sznury nie dadzą rady moim kilogramom.

Za to Kornelia nie miała oporów... co chyba widać :)

Było rewelacyjnie!!!!
Snikersowi też się bardzo podobało :)

Snikersik znalazł kawałek drewna i udaje, że wcale go nie ma...

Cały dzień na podwórku, coś wspaniałego!

A co my tutaj mamy... 

Szkoda się żegnać, jeszcze spojrzę za siebie przez tylną szybę,
żeby dobrze zapamiętać to miejsce.

5 komentarzy:

  1. Dziewczynki są słodkie! Takie rodzinne spotkania są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny czas spędziłaś :) Snikers mega zadowolony, jego miny to chyba przebijają nawet słodkie panienki! :) Kalinka maciupeńka... a Zosia to już właśnie panna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie stópki są ogromnie rozczulające. Mój synuś jest cały duży, a te stópki przez 10 miesięcy urosły mu może jeden centymetr. Mam taki słodki widok cały czas :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe rodzinne spotkanie, piękne zdjęcia. Nie wiem kto bardziej słodki - małe królewny czy psinka.

    OdpowiedzUsuń
  5. To pięknie, że czujecie się ze sobą tak zżyci i swobodni. :-)

    Mina Snikersa mówi sama za siebie, natomiast Ty nie powinnaś obawiać się hamako-huśtawki ;-)) Wyglądasz słodko :x

    OdpowiedzUsuń