Trylogii nad Rozlewiskiem chyba nie trzeba reklamować... większość osób ją zna albo chociaż o niej słyszało. Zanim ja się do niej zabrałam minęło wiele czasu, choć pierwszą część miałam na własność już 1,5 roku temu. Wtedy stwierdziłam, że nie chcę czytać na raty (nie wiedząc, że każda część żyje swim życiem i może być czytana oddzielnie). Nareszcie ostatnią część dostałam na ostatnie Boże Narodzenie - i już nie miałam wymówki :)
Wcześniej widziałam kilka odcinków serialu stworzonego na podstawie książki, ale nie przypadł mi do gustu. Teraz wiem, że serial jest niczym w porównaniu z książką, która dla mnie ani trochę nie jest przereklamowana. Wiejski, sielski klimat ujęty w książce jest tak ujęty, że czytając wszystkie części miałam wrażenie, że od lat wszystkie wakacje spędzam w Pasymiu :) Cykl nad Rozlewiskiem jest dowodem na to, że każdy czyn ma swoje konsekwencje - nie raz na lata! Książka ukazuje losy trzech pokoleń (może nawet 4) i zmagań trzech różnych kobiet z losem, konsekwencjami decyzji i wyborów. Całość toczy się na tle domu w malowniczym miejscu nad rozlewiskiem. Książka jest bardzo ciepła, pełna humoru. Zmusza do refleksji nad własnym życiem i życiowymi wyborami.
Ja jestem zachwycona książką. Mogłabym tu oczywiście streścić losy bohaterek, ale po co? Kiedy całą przyjemność daje powolne odkrywanie kolejnych kart ich życia.
Po lekturze książki zatęskniłam za wakacjami na wsi, własnymi przetworami, rodzinnymi zjazdami i urokami natury. Książka zainspirowała mnie też do założenia własnego "przepaśnika" - zeszytu z przepisami, który będzie mi służył na lata, a kto wie może i następnemu pokoleniu... jak się wreszcie uda...
oo to ja widzę,że Ty scrapująca tez:)
OdpowiedzUsuńto zapraszam Cię też na mój blog scrapowy,bo tam więcej się dzieje niż na książkowym:)
Przeczytałam dwie części i też uważam, że serial to pikuś. Strasznie mi się podoba to, że w książce relacje nie są tak bardzo uproszczone, to, że nie tak łatwo było wybaczyć matce, że z alkoholikiem nie jest łatwo, i w ogóle.
OdpowiedzUsuńNie jest to książka wysokich lotów, ale nie o to tu chodzi. Za obserwację życia i wnioski Kalicińskiej się należy 5.
Śliczny ten Twój przepiśnik.
OdpowiedzUsuńPiękny jest ten przepiśnik:) A "Rozlewisko" czytałam z wypiekami. Po lekturze także zapałałam chęcią prowadzenia takiego zeszytu i przyznaję, że regularnie prowadzę. Tylko, że mój to zwykły zeszyt niestety:(
OdpowiedzUsuńPS Po lekturze "Rozlewiska" po raz pierwszy udało mi się ugotować rosół, który był pyszny:) Wcześniej zawsze mi czegoś w nim brakowało:)