Zdjęcie pochodzi ze strony Wydawnictwa Harlequin
Rozgoryczona Oliwia zrywa zaręczyny z bogatym i cenionym w towarzystwie lordem Ravensden`em. Jest to wynik usłyszanych plotek dotyczących jej przyszłego małżeństwa. Dziewczyna wydziedziczona za ten czyn przez przybraną rodzinę wraca do swojego rodzonego ojca i siostry. W niedługim czasie jej tropem podąża porzucony narzeczony, który czuje, że etykieta nakazuje mu "odkręcić" tę sytuację i zachować się honorowo. Harry nie jest mile widziany w domu Roade`ów, jednak splot pewnych zdarzeń sprawia, że domownicy muszą znosić jego obecność jeszcze przez wiele dni. Sytuacja oczywiście zaczyna się komplikować...
Z początku bałam się sięgnąć po tę książkę, gdyż mam za sobą pewne nieudane spotkanie z romansem historycznym. Obawiałam się, że i tym razem może się tak stać. Na szczęście ciekawość była większa od niepewności i dałam książce szansę. Zaczęłam czytać wczoraj wieczorem, dziś wstałam o 6.00 i doczytałam resztę - trudno, domownicy są bez obiadu :) Szczerze mówiąc książka bardzo mnie zaskoczyła! Oczywiście pozytywnie! Myślałam, że to zwyczajny romans - tyle, że osadzony w innych czasach, sprzyjający odprężeniu (zwłaszcza w takie deszczowe dni jak wczoraj i dziś) z nieśmiertelnym happy endem. Jakże miło było się przekonać, że książka jest wielce ponad to :) Książka bardzo mnie rozbawiła, już nie pamiętam kiedy tyle się uśmiałam czytając. Autorka wykreowała świetne postaci Beatrice i Harry`ego, znakomicie wpasowała je w klimat XIX wiecznej Anglii ukazując charakterystyczne dla epoki konwenanse. Zgrabnym zabiegiem było wplecenie w historię mrocznej tajemnicy okolicznego opactwa. Czytając ciągle odczuwałam rosnące napięcie i... o dziwo nie związane z ponurą zagadką, a tym co się działo między Beatrice i Harry`m. Jestem pod ogromnym wrażeniem - lektura książki wywołała mój śmiech, niepokój, obawę, ogromną sympatię do bohaterów, ale też rumieńce na twarzy, gdy czytałam o rodzącym się uczuciu dwojga bohaterów.
Bardzo chętnie znów oddam się lekturze romansu historycznego. Jestem ciekawa czy moje dzisiejsze doznania związane są mimo wcześniejszej porażki z "trafieniem" w gatunek czy świetnym piórem Anne Herries. Nauczyłam się dziś czegoś bardzo ważnego - nigdy nie można skreślać gatunku czy autora po jednej nie udanej książce :)
Pani Moniko dziękuję również za ogromną cierpliwość do mojej osoby,
zrozumienie i przymykanie oka na "zarywanie" terminów.