Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: G+J RBA Sp. z o.o.
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2011
Źródło zdjęcia ---> klik<
"Blondynka w Indiach" to pierwsza pozycja autorki, którą czytałam. O przygodach Beaty Pawlikowskiej chciałam przeczytać już dawno, ale jakoś tak jej książki omijały moje ręce. Na szczęście w jesiennej promocji Weltbild milion książek na jesień od 9.90zł zakupiłam sobie pakiet książek - "Blondynka w Indiach" i "Blondynka w Meksyku" i wreszcie spełniłam swoje zamiary.
Moje pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Nie podobał mi się sposób pisania książki, ani to, że treści powtarzają się w rysunkach i pod zdjęciami. Odniosłam wrażenie, że opowieści z Indii są naciągane i opisane na siłę - byleby powstała książka (stąd też pewnie nic nie wnoszące obrazki, których jedynym celem było pewnie zajęcie kilku kartek). Kilka wątków wydaje mi się być niedokończonych. Fakt dowiedziałam się o Indiach czegoś nowego - poznałam historię Taj Mahal, Czerwony Fort, Świątynię Szczurów, ale zdarzenia na pustyni i spotkanie w wiosce z dwoma chatkami zupełnie mnie nie zainteresowały.
Względem książek Pawlikowskiej żywiłam wielkie nadzieje. Teraz myślę, że na jej książki patrzyłam przez pryzmat Martyny Wojciechowskiej, która prezentuje dla mnie o wiele wyższy poziom. A po lekturze "Blondynki w Indiach" wiem tylko jedno - Indie to miejsce, którego na pewno nie chciałabym zwiedzić ... a chyba nie taką funkcję miała spełnić.
Źródło zdjęcia --->klik<
Skoro "Blondynka w Meksyku" była w pakiecie postanowiłam i ją przeczytać. I tak sobie myślę, że może byłam zbyt surowa? Teraz dostrzegam humor zawarty w książce (i nawet przypominam sobie, że w poprzedniej też był). Dygresje mi tu tak nie przeszkadzają (nie tracę wątku). Może chodzi o miejsce podróży Pani Beaty? Może po prostu Meksyk zainteresował mnie bardziej? ... nie, chyba nie! Zmiany na lepsze zauważyłam już po 10 stronach. Fragment dotyczący obrony przed mężczyznami agrafką rozbawił mnie najbardziej :) Biedne dziewczyny muszą sobie jakoś radzić. Potem było trochę gorzej, gdy znów podpisy zdjęć powielały się z treścią książki i niepotrzebnie czytałam je dwa razy. Niestety historie o bóstwach i Aztekach mnie nie zainteresowały :( Na szczęście pod koniec pojawił się inny interesujący mnie temat - jedzenie. Czytanie o kuchni meksykańskiej sprawiło mi dużą przyjemność. Niestety choć uważam, że książka jest lepsza od poprzedniego tytułu to nie zaliczam jej do godnych polecania. Coś mi w niej nie gra :(
Moje pierwsze wrażenie nie było najlepsze. Nie podobał mi się sposób pisania książki, ani to, że treści powtarzają się w rysunkach i pod zdjęciami. Odniosłam wrażenie, że opowieści z Indii są naciągane i opisane na siłę - byleby powstała książka (stąd też pewnie nic nie wnoszące obrazki, których jedynym celem było pewnie zajęcie kilku kartek). Kilka wątków wydaje mi się być niedokończonych. Fakt dowiedziałam się o Indiach czegoś nowego - poznałam historię Taj Mahal, Czerwony Fort, Świątynię Szczurów, ale zdarzenia na pustyni i spotkanie w wiosce z dwoma chatkami zupełnie mnie nie zainteresowały.
Względem książek Pawlikowskiej żywiłam wielkie nadzieje. Teraz myślę, że na jej książki patrzyłam przez pryzmat Martyny Wojciechowskiej, która prezentuje dla mnie o wiele wyższy poziom. A po lekturze "Blondynki w Indiach" wiem tylko jedno - Indie to miejsce, którego na pewno nie chciałabym zwiedzić ... a chyba nie taką funkcję miała spełnić.
* * * * * * * * * * * * * * *
Tytuł: Blondynka w Meksyku
Autor: Beata Pawlikowska
Wydawnictwo: G+J RBA Sp. z o.o.
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2011
Źródło zdjęcia --->klik<
Skoro "Blondynka w Meksyku" była w pakiecie postanowiłam i ją przeczytać. I tak sobie myślę, że może byłam zbyt surowa? Teraz dostrzegam humor zawarty w książce (i nawet przypominam sobie, że w poprzedniej też był). Dygresje mi tu tak nie przeszkadzają (nie tracę wątku). Może chodzi o miejsce podróży Pani Beaty? Może po prostu Meksyk zainteresował mnie bardziej? ... nie, chyba nie! Zmiany na lepsze zauważyłam już po 10 stronach. Fragment dotyczący obrony przed mężczyznami agrafką rozbawił mnie najbardziej :) Biedne dziewczyny muszą sobie jakoś radzić. Potem było trochę gorzej, gdy znów podpisy zdjęć powielały się z treścią książki i niepotrzebnie czytałam je dwa razy. Niestety historie o bóstwach i Aztekach mnie nie zainteresowały :( Na szczęście pod koniec pojawił się inny interesujący mnie temat - jedzenie. Czytanie o kuchni meksykańskiej sprawiło mi dużą przyjemność. Niestety choć uważam, że książka jest lepsza od poprzedniego tytułu to nie zaliczam jej do godnych polecania. Coś mi w niej nie gra :(
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Sardegny
Trójka e-pik - literatura przygodowa/podróżnicza
Moja siostra uwielbia wprost Beatę Pawlikowską i stara się na bieżąco zakupywać wszystkie jej książki, dlatego pokażę jej twój post, bo może akurat nie ma którejś z wyżej wymienionych przez ciebie pozycji.
OdpowiedzUsuńCyrysiu odpowiedziałam Ci na maila.
UsuńZgadzam się całkowicie z pierwszą recenzją: według mnie autorka pisze nudno i na siłę, nie widzę w tym śladu pasji. Szkoda mi na nią czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ja kompletnie nie wiedziałam po co autorka pisała o wielbłądach, które w rzeczywistości były osłami. Ta opowieść nie miała żadnego konkretnego zakończenia - a czekałam na coś mocnego.
UsuńPoza tym wątpię by Pani Pawlikowska podróżowała sama, więc w momencie gdy słyszy tętent kopyt to nawet jeśli zamarła ktoś powinien ją ratować.
Beata Pawlikowska też mnie nie zachwyca. Szkoda,że ksiazki sa takie kiepskie,bo kiedy słucham wywiadów z nią,to potrafi ciekawie i barwnie opowiadać.
OdpowiedzUsuńSzkoda :(
UsuńWydawało mi się, że książki będą świetne, ale niestety :(
Nigdy nie czytałam jej pozycji, ale chyba się skuszę, choćby z ciekawości ;)
OdpowiedzUsuńMoże nie ryzykuj kupowaniem tylko pożycz gdzieś?!
UsuńJa bardzo lubię te książeczki Beaty Pawlikowskiej. Kilka już czytałam z tej serii i z pewnością sięgnę po kolejne :)
OdpowiedzUsuńA nie przeszkadza Ci to, że treści powtarzają się w tekście, podpisach pod zdjęciami i obrazkami? Nie czujesz, że te opowieści są niedokończone albo, że autorka zapomina o czy tak właściwie chciała napisać?
UsuńMuszę się przełamać i sięgnąć po coś Pawlikowskiej.
OdpowiedzUsuńJak uważasz :)
UsuńJakoś nieszczególnie przepadam za książkami tej pani, omijam je wielkim łukiem...
OdpowiedzUsuńJa teraz też już wiem, że nie przepadam, jednak cieszę się, że to sprawdziłam.
UsuńLubię słuchać Beaty Pawlikowskiej w radiu, więc przypuszczam, że i książki jej autorstwa przypadłyby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńTylko książki nie są ciekawe :(
UsuńKsiążki o podróżowaniu mogłabym czytać i czytać :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam, ale po książki Pani Pawlikowskiej raczej więcej nie sięgnę.
UsuńAkurat wczoraj i dziś odbyłam dwie bardzo ciekawe rozmowy na temat tych dwóch pań - Pawlikowskiej i Wojciechowskiej. Ja Pawlikowską znam od strony kursu językowego, moje rozmówczynie czytały jej książki - nasze wrażenia były jednak bardzo podobne - nudno, bez polotu i na siłę... Nie wyobrażam sobie promocji która skłoniłaby mnie do zakupu książki tej pani. Za to dziś kupiłam 2 książki Wojciechowskiej którą bardzo sobie cenię, moich rozmówczyń również nie rozczarowała :-)
OdpowiedzUsuńJa po przeczytaniu książki "Zapiski (pod)różne" Wojciechowskiej polubiłam jej osobę i o wiele chętniej oglądałam programy telewizyjne z jej udziałem.
UsuńNatomiast Pawlikowska zniechęciła mnie do dalszej lektury jej książek.
Przepadam za tymi krótkimi książeczkami Pawlikowskiej. Szczególnie lubi je moja siostra chciałaby mieć całą serię. Te dwie planuje właśnie niedługo zakupić, wiec mimo wszystko przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że jednak jacyś zwolennicy Pawlikowskiej są...
UsuńJesteś kolejną osobą, której Pawlikowska nie zachwyca. Ja sama nie mam jeszcze wyrobionego zdania, bo nic autorki nie czytałam. Mam jednak w głowie W. Cejrowskiego, a mam wrażenie, że jego książek nikt nie przebije. Dzięki za linki
OdpowiedzUsuńMoże po prostu miałam zbyt wysokie oczekiwania? Albo rzeczywiście szukałam w jej książkach... Wojciechowskiej.
UsuńMoim zdaniem najlepsze były pierwsze książki pani Beaty. Późniejsze nie są już takie dobre, ale zawsze miło poczytać o nowych miejscach i kulturach
OdpowiedzUsuńA jakie to tytuły?
UsuńMyślę, że mogłabym zaryzykować i to sprawdzić.
Może z czasem autorka wpadła w rutynę i dlatego te jej opowieści są teraz takie płaskie.
Jak robiłam ostatnio zamówienie na Weltbildzie to właśnie się zastanawiałam czy brać książki Pawlikowskiej czy może Wojciechowskiej, wybrałam tą drugą i widzę, że chyba dobrze :)
OdpowiedzUsuńOdnośnie Twojego pytania o "Cukiernię pod amorem" ja swoją mam z allegro, te po 14.90 na weltbild to wydania kieszonkowe. Specjalnie weszłam na tę stronę i widzę, że pisze w opisie :) Ja swoją kupiłam za 19 zł już w wysyłką, więc te kieszonkowe tak średnio się opłacają chyba ;)
Pozdrawiam :)
Dzięki za informację, nie przepadam za kieszonkowym wydaniem książek, zwłaszcza takich, które podejrzewam, że będę czytała kilkukrotnie. Pozostaje mi, więc polowanie na allegro :)
UsuńCo do tych książeczek Wojciechowskiej, Pawlikowskiej i Kraśko (jego też kupiłam) to też myślałam, że to książki w normalnym formacie...
Miałam identyczne odczucia co Ty :) Mnie kieszonkowe wydania strasznie zraziły do tej autorki, ale podobno "pełne" wydania są o niebo lepsze, więc chyba dam jeszcze szansę Pani Pawlikowskiej... Inna sprawa, że jeśli chodzi o literaturę podróżniczą, to ja wychowałam się na Haliku i Fiedlerze, więc strasznie ciężko teraz dobić do tej poprzeczki Pani Pawlikowskiej czy też Wojciechowskiej:) Polecam za to "Samsarę" Tomka Michniewicz, jeśli jeszcze nie czytałaś. Ściskam!
OdpowiedzUsuńNie znam, dziękuję, będę się rozglądać :)
UsuńWłaściwie to dopiero odkrywam uroki literatury podróżniczej :)
Widzę, że mamy podobne odczucia. Ja co prawda akurat tych dwóch książek nie czytałam, ale mam za sobą mnóstwo innych. Zdecydowanie bardziej wolę książki Martyny Wojciechowskiej, a jeśli chodzi o Pawlikowską to polecam "Blondynkę na Kubie" i "Blondynkę na safari" - zdecydowanie najciekawsze pozycje. Ale jakby nie było - do Wojciechowskiej jej daleko.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam w komentarzu wyżej, że nie lubisz wydań kieszonkowych. Wszystkie małe wydania Wojciechowskiej znajdziesz w zbiorczych, dużych wydaniach "Kobiety na krańcu świata". Niektóre małe Pawlikowskie w większości znajdziesz w "Blondynce na tropie tajemnic" (jakby co, to u mnie jest recenzja), a małe wydania Kraśki zebrane są w "Świecie w pigułce" (też nie wszystkie, więc pewnie powstanie druga część).
Oj szkoda, że nie wiedziałam :(
UsuńKobietę na krańcu świata mam dwie części, myślałam, że to coś innego...
No nic trudno, może powiększy się pula mojej rozdawajki, którą planuję zrobić :)
Zgadzam się z Twoją opinią. Pawlikowska bardziej niż podróżniczką stara się być ,,inspiratorką'' przez co więcej w jej książkach wynurzeń niż tego, czego spodziewałabym się po literaturze podróżniczej. Rysunki autorstwa tej autorki również nie zrobiły na mnie większego wrażenie. Ot, gryzmoły tworzone podczas nudnej rozmowy telefonicznej. Dobrze chociaż, że jej książki nie są zbyt obszerne, nie zdążymy się zanudzić:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zgłoszenie książek do wyzwania ,,Odkrywamy białe plamy". Prosiłabym jednak o zamieszczenie pod notką informacji, że recenzja bierze udział w moim wyzwaniu. Będę bardzo wdzięczna za umieszczenie tego dopisku:)
Mnie się najbardziej "Blondynka w dżungli" i "Blondynka na Kubie" podobały :). Czytałam je już dość dawno temu, ale wtedy mi się wydawały takie lekkie i humorystyczne. Parę z jej książek jednak niestety przemęczyłam trochę. I tak, myślę, że Franca ma rację - ona się bardziej "inspiratorką" chyba stara być. Ale ja akurat jej tego nie mam za złe. Każdy sobie sam drogę wybiera. Widocznie z takim stylem autorka czuje się najswobodniej. // Tych dwóch wymienionych przez Ciebie akurat nie czytałam.
OdpowiedzUsuń