Tytuł: Zorkownia
Wydawnictwo: ZNAK
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 288
Zdjęcie książki pochodzi z tej strony.
Jeśli nie znacie tej książki, to niech Was nie zmyli śliczna, wiosenna okładka. Treść nie jest tutaj łatwa i przyjemna, a raczej trudna i bardzo obciążająca emocjonalnie.
Nie wiem dlaczego, ale w pewnym momencie pomieszałam życie autorki z treścią jej książki (i bloga) i myślałam, że dotyczy ona radzeniu sobie ze stratą dziecka. Tego też oczekiwałam.
Książka dotyczy jednak innego tematu - nie mniej dramatycznego i smutnego. Autorka bowiem z potrzeby serca zostaje wolontariuszką w hospicjum, a na swoim blogu (na podstawie którego powstała książka) opisuje przeżyte tam sytuacje, opisuje poznanych tam ludzi, przybliża nam ich los.
Lektura książki była dla mnie niezwykle trudna. Co kilka kartek musiałam ją odkładać, "przetrawić" to co przeczytałam, wytrzeć łzy. Autorka o osobach poznanych w hospicjum pisała tak obrazowo i prawdziwie, że czułam się jakbym sama ich wszystkich znała. Przez co tragedia po ich śmierci była dla mnie jeszcze bardziej przygnębiająca. Bardzo trudno mi pisać o tej pozycji. Przecież nie sposób ją oceniać. Podziwiam autorkę za odwagę i chęci. Ja nie dałabym rady spędzić w hospicjum nawet jednego dnia, bo cały czas bym płakała, a przecież nie o tym w tym chodzi. Nie wiem skąd w autorce tyle determinacji, cierpliwości, powściągliwości i tej łatwości dzielenia się z losem. Zawsze wiedziała co zrobić, co powiedzieć, jak pomóc. Z jednymi pacjentami zżywała się bardziej, z innymi mniej, ale wszystkich jednakowo szanowała. Więcej w niej było zrozumienia niż współczucia i może właśnie to jej pomogło w jej działalności. Naprawdę podziwiam.
Brakowało mi jednak jej prywatnej historii, bo poza niebezpiecznym incydentem podczas wakacji niewiele jest w książce prywaty, a ja pragnęłam ją poznać. W pierwszej części dokładniej poznajemy sylwetki chorych... Pan Kazimierz, Michał, Gosia, Sławek ... To wszystko tak strasznie smutne... nie wiem nawet co powiedzieć. W dalszych częściach (po 2010 roku) niektóre treści były dla mnie niezrozumiałe, nie wiedziałam co jest prawdą, a co metaforą. Gubiłam się w imionach pacjentów, ale to przecież chyba nie jest takie istotne. Tragedia to tragedia, bez względu na to kogo dotyczy.
Książka trudna, ale potrzebna. Uczy pokory i zmusza do refleksji. Polecam osobom wrażliwym.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Pod Hasłem (bez spacji)
- Klucznik (autorem jest kobieta)
Czyli historia dla mnie. Czytałam wiele dobrego o tym tytule, wiec chętnie się za nim rozejrzę.
OdpowiedzUsuńCzytałam, polecam, ale nie dla każdego to książka... Wiele tu emocji i trudnych tematów
OdpowiedzUsuńNa razie jeszcze nie jestem na nią gotowa, ale nie wykluczam tego w przyszłości.
OdpowiedzUsuńJa też nie mogłabym pracować w hospicjum. A dla autorki wielki podziw.
OdpowiedzUsuńPrawie zamówiłam tę książkę ostatnio przy okazji zakupów w Matrasie, ale w końcu z tego zrezygnowałam. Nie wiem czy dałabym radę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńCiekaw lektura. Podobają mi się książki, które wywołują w czytelniku emocje. Myślę, że to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję ją przejrzeć (wczoraj :)) - więc wiem mniej więcej, czego się spodziewać. Na bloga też zajrzę.
OdpowiedzUsuńŁadnie napisałaś "książka trudna, ale potrzebna" - wiele jest takich, czasem boimy się z nimi zmierzyć...