Tytuł: Do ostatniego tchu
Wydawnictwo: Lucky
Seria wydawnicza: Miłość i Sensacja
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2005
Ilość stron: 288
Zdjęcie okładki pochodzi z tej strony.
Tej książki wcześniej nie planowałam czytać, gdyż zwyczajnie nie wiedziałam o jej istnieniu. Przypadkowo wpadła w moje ręce podczas Akcji "Skup Kultury" w Gliwicach, a że wiedziałam, że w lipcu, w wyzwaniu Gra w kolory obowiązywać będzie kolor żółty, to ją wzięłam :)
Uwaga spojler! Książka dotyczy paskudnego morderstwa, z pozoru świadczącym o rytualnych znamionach. Szybko okazuje się, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Zabójstwo Steve`a Kinga bulwersuje nie tylko z powodu okoliczności, w jakich zginął, ale także dlatego, że był to młody i sympatyczny mężczyzna, kandydat na księdza. Dochodzenie od początku nie jest łatwe, bo policja nie potrafi nawet znaleźć jasnych motywów. Detektyw Matthew Diel niechętnie godzi się na pomoc w śledztwie, którą oferuje jego dawna znajoma adwokatka Chloe Ryder - parafianka, której bardzo zależy na oczyszczeniu z podejrzeń księdza Brendana. Próba wyjaśnienia zbrodni we dwójkę, mimo początkowych problemów natury emocjonalnej, przynosi korzyści i popycha śledztwo do przodu...
Autorka w umiejętny sposób wplotła motyw pojedynczego morderstwa w sam środek spisku na szczeblu rządowym. Dochodzenie nie jest błyskawiczne, bohaterowie poznają prawdę małymi kroczkami. Determinacja i chęć odkrycia prawdy oraz ochrona życia księdza Brendana zmusza Matta i Chloe do wielokrotnego analizowania faktów i poszlak. Na całe szczęście mają znajomości, które pozwalają im dotrzeć głębiej. Niestety im bliżej prawdy, tym wcale nie jest łatwiej. Sprawa jest wyjątkowo skomplikowana i tajemnicza. Śledztwo zbliża tę parę do siebie, jednak romansu mamy tu tyle co na lekarstwo. Nazwa serii sugeruje inaczej, a dla mnie to zwykły kryminał... to chyba nawet lepiej.
Co myśleć o książce? I tu mam zagwozdkę! Książka jest ciekawa, temat oryginalny, zagadka goni zagadkę, napięcie, choć powoli - wzrasta, postaci mają charakter - nie są jałowe, postać księdza Brendana bardzo wiarygodna i konsekwentna. Wszystko jak należy, ale... nie miałam oporów kilkanaście razy odkładać książkę na bok. Ze względu na półkolonie i inne zadania domowe miałam nawet kilkudniowe przerwy. Trzy razy zasnęłam po przeczytaniu kilku stron... czy tak się dzieje gdy książka jest dobra? Chyba nie! Nie bardzo rozumiem skąd taki odbiór lektury skoro książka zawiera wszystkie elementy dobrego kryminału. Niestety obawiam się, że szybko wyparuje z mojej głowy :(
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Klucznik (tomisko NIE opasłe; tytuł w trzech słowach)
- Grunt to okładka (budynek: kościół)
- Czytamy kryminały (kobieta rozwiązuje zagadkę)
- Gra w kolory (żółty)
Lubię kryminały i czytam ich całkiem sporo. Jeśli będę miała więc okazję to zajrzę do tej książki.
OdpowiedzUsuńSprytne podejście do zakupu książki :) A co do recenzji - tym razem przeczytałam, bo o książce pierwsze słyszę i powiem tak: jako że nasze gusta są bardzo bardzo podobne to na chwilę obecną nie będę jej zapamiętywać, bo jakoś mam wrażenie, że nie podobałaby mi się. Wolę poczytać Spindler czy Ellison, a już na bank Christie! :)
OdpowiedzUsuńNa razie mam co czytać, choć lubię kryminały.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale lubię kryminały, więc kto wie, może kiedyś jak znajdę więcej czasu ;)
OdpowiedzUsuń