Tłumaczenie: Anna Rogulska
Tytuł: Wiśniowy Klub Książki
Seria wydawnicza: Zaczytaj się
Wydawnictwo: Między Słowami/Znak
Miejsce i rok wydania: Kraków 2013
Ilość stron: 352
Uwagi: wydanie kieszonkowe, duża czcionka
Udział w prowadzonym przeze mnie wyzwaniu Gra w kolory był dla mnie motywacją do ściągnięcia z domowego regału kolejnej, zapomnianej książki. Tym razem dlatego, że jej okładka jest szara. "Wiśniowy Klub Książki" stał na półce dobre parę miesięcy i podejrzewam, że gdyby nie "zabawa w kolorowe okładki" stałby tam drugie tyle, jak nie więcej.
Książka opowiada o Maurze Beth, bibliotekarce z małego miasteczka Cherico, która postawiona "pod ścianą", desperacko próbuje uratować lokalną bibliotekę przed zamknięciem. W tym celu powołuje do życia grupę dyskusyjną pasjonatów czytania i wraz z nią organizuje "Wiśniowy Klub Książki". Spotkania członków klubu to nie tylko dyskusje na temat omawianej książki, to także okazja do degustacji pysznych smakołyków. Bardzo szybko okazuje się, że na tym działalność klubu się nie kończy. Między klubowiczami nawiązuje się nić porozumienia, która przeradza się w prawdziwą przyjaźń (i nie tylko), która przetrwa nie jedną próbę.
Lektura książki była przyzwoita, ale nie można powiedzieć, że była porywająca. Po opisie fabuły oczekiwałam czegoś więcej. Przede wszystkim chciałam poznać więcej książek i związanych z nimi tematów do dyskusji. W końcu Maura miała tyle czasu... spokojnie można było przyspieszyć pewne działania i zdecydowanie zwiększyć ich częstotliwość. Choć na każdym kroku powtarzam, że najbardziej zwracam uwagę na losy ludzkie, emocje, dylematy, to jednak tutaj nie byłam w pełni usatysfakcjonowana. Książka miała dużo większy potencjał. Myślę, że z powodzeniem można było rozszerzyć wątek samego klubu książki, ale też opis wydarzeń "towarzyszących" mógł być bardziej emocjonujący. Natomiast rozmowy w ratuszu były nudne i niepotrzebnie przeciągane.
Pomysł był, klimaty jak najbardziej moje - przyjemne miasteczko, książki, jedzonko, przyjaźń... ale mimo to czegoś zabrakło. Zbyt mało emocji, momentami niepotrzebne rozwlekanie mniej istotnych kwestii, przedłużanie nudnych dialogów, a umniejszanie rzeczy ważnych. Nie uważam jednak żeby był to stracony czas, bo tematyka i klimat mi pasują. Po prostu zabrakło czegoś w wykonaniu. Szkoda, bo książka zapowiadała się naprawdę ciekawie.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (2,2 cm)
- Grunt to okładka (bez twarzy)
- Gra w kolory (szary)
- 52 książki w 2015
Czytałam tę książkę półtora roku temu. Rzuciłam się na nią z entuzjazmem ze względu na tematykę, ale rozczarowałam się. Zbyt mało realistyczna, no i więcej w niej było o jedzeniu niż o książkach, a jak chciałam o książkach :-)
OdpowiedzUsuńDziwiło mnie też, że spotkania członków klubu odbywają się tak rzadko, bo raz na kilka miesięcy.
O tak, Twoje wyzwanie z kolorkami motywuje... :) Skoro mowa o bibliotece to od razu pomyślałam, że idealna książka dla Ciebie :) Szkoda, że rozczarowuje w tak wielu tematach. Klub książki chyba jednak powinien spotykać się częściej. Książki nie czytałam i po Twojej recenzji nie czuję parcia... nawet jej chyba nie mam, żeby mnie nie kusiło sprawdzać osobiście :P
OdpowiedzUsuńMnie również ta powieść rozczarowała.
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w samo sedno z tą recenzją.
OdpowiedzUsuńJa tą książkę przeczytałam już dawno. Miałam ją zrecenzowac u siebie na blogu, ale nie zrobilam tego, bo...nie wiedziałam co o niej właściwie napisać. Na początku bardzo mi się podobała, czułam,ze ma potencjał....ale...no wlaśnie...Jak słusznie zauważyłaś, czegoś tam zabrakło.
Moim zdaniem, za dużo było tam wstawek o jedzeniu. Zdecydowanie za dużo. Takie książki zawsze mnie nudzą.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl