Och jak dawno nie było u mnie postu z cyklu
"Wieczór przy herbacie".
W międzyczasie dużo się działo i miałabym o czym opowiadać,
ale zupełnie nie wyrabiam się z czasem.
Brakuje mi go nawet na czytanie recenzji z zgłaszanych przez Was linków
w moich wyzwaniach,
nad czym bardzo ubolewam i cały czas rosną we mnie wyrzuty sumienia :(
Jednak tydzień temu moje życie stanęło do góry nogami
i po prostu muszę Wam o tym opowiedzieć!
Zaraz, zaraz, najpierw herbatka!
"Soczysta malina" trafiła do mojego domu przez przypadek.
Gdy kompletowałam prezent urodzinowy dla Ejotka
postanowiłam dorzucić do niego kilka herbatek...
No cóż, jak poczułam ten obezwładniający zapach w herbaciarni,
po prostu musiałam wziąć też troszkę dla siebie, tak na spróbowanie.
Nie mogłam się powstrzymać!
Dla Eweliny wybierałam herbaty wśród nowości
(poza "Wszystkiego najlepszego"),
więc te herbaty były także dla mnie nie znane.
"Soczysta malina" stała się strzałem w 10 (przynajmniej dla mnie).
To mieszanka zielonej i białej herbaty (ja białą lubię najbardziej)
z rodzynkami (tych tu jakoś nie czuję), porzeczkami i malinami.
Jestem herbatą zachwycona i nie wyobrażam sobie bez niej dnia.
Ma bardzo silny smak malin i... wiosny!
No wiem, wiosna nie ma smaku, ale tak mi się kojarzy :)
Jest świeża, orzeźwiająca, aromatyczna, pachnąca - cudowna!
Nieodmiennie się nią rozkoszuję z niesłabnącym zainteresowaniem.
Dobrze, to teraz przejdę do meritum.
Tydzień temu w piątek, od bliskiej mi osoby dostałam zdjęcie pieska,
którego przygarnęła ze schroniska.
Byłam zachwycona i pochwaliłam się zdjęciem Dawidowi i Kornelii.
My od dłuższego czasu zastanawialiśmy się nad kupnem psa.
Myśleliśmy o maltańczyku, ale nie potrafiliśmy się zdecydować.
Gdy zobaczyliśmy zdjęcie Felusia temat powrócił.
Pozazdrościliśmy takiego maleństwa w domu...
W sobotę rano Dawid obudził mnie kawą i zawołał do pokoju dziennego
(bez tej kawy pewnie nie wstałabym z łóżka).
Tam na monitorze laptopa zobaczyłam prześliczne zdjęcia szczeniaczków różnej maści.
Dawid przeglądał oferty na OLX i znalazł kilka ogłoszeń "oddam za darmo".
Oczywiście nie były to maltańczyki,
ale mordki tych kundelków były tak słodkie, tak urocze, że stwierdziliśmy,
że tak naprawdę to bez znaczenia jakiego pieska moglibyśmy mieć.
Wzięliśmy namiary na chyba osiem ogłoszeń.
W jednym oferta nie była już aktualna, w innym nikt nie odbierał itd.
Aż wreszcie w tym ostatnim (okazuje się najbliższym)
Pani powiedziała, że możemy przyjechać zobaczyć pieska,
ale musimy się spieszyć, bo o 14.00 wychodzą z domu.
Całą rodzinką wybraliśmy się zobaczyć pieski.
Pieski, bo były tam dwa 7-tygodniowe szczeniaczki.
Na miejscu jeden przywitał nas radośnie merdając ogonem,
skacząc wokół nas i poszczekując radośnie.
Drugi przygnębiony leżał na poduszce, smutnie patrząc w jeden punkt
i... to właśnie on skradł nasze serce.
Gdy właścicielka podała mi go w ramiona, nie miałam już żadnych wątpliwości.
Wiedzieliśmy, że już go nie oddamy.
I tak Snikers (imię wymyśliła Kornelia) zamieszkał w naszym domu.
Początek był trudny.
Piesek wszystkiego się bał. Nie chciał wyjść do innego pomieszczenia,
cały czas leżał na naszych stopach.
Pierwsza noc była dla nas nieprzespana.
Piesek bał się ciemności i cały czas wył.
Musieliśmy cały czas dawać mu rękę do lizania, żeby czuł naszą obecność.
W niedzielę się nieco ożywił.
Bawił się z nami, podskubywał kapcie, swobodnie ruszał się po pokoju
i odzyskał apetyt, ale noc była podobna do poprzedniej.
W poniedziałek musiał zostać pierwszy raz sam w domu
i to było straszne, ale dał jakoś radę.
Sąsiadka mówiła, że nie słyszała wycia.
Snikers pewnie większość tego czasu przespał,
choć w niedzielę zaczął samodzielnie wychodzić do innych pomieszczeń.
Po pracy pojechaliśmy do weterynarza na odrobaczanie
i ustaliliśmy harmonogram szczepień.
Niestety do zakończenia wszystkich szczepień nie możemy wychodzić z nim na dwór.
Dopiero po 18 czerwca :(
Pani weterynarz podpowiedziała nam jak nauczyć małego sikać w jedno miejsce :)
Z każdym dniem było coraz lepiej.
W środę nauczył się sikać na podkłady higieniczne,
co uważamy za duży sukces w tak krótkim czasie :)
Piesek zadomowi się w domu na dobre.
No i jak odkryłam nieco później,
podczas naszej nieobecności znalazł sobie rozrywkę...
Nie muszę chyba dodawać, że w domu nic już nie jest tak jak dawniej?
Dom stanął na głowie.
Musiałam się pozbyć swoich stosów z podłogi (tak, tak brakuje mi regałów).
Na razie stoją na kanapie, ale muszę to jakoś ogarnąć...
Po pracy/szkole biegniemy do domu stęsknieni.
Snikers wita nas radośnie i "wylewnie" :)
Jesteśmy zauroczeni.
Najbardziej jednak "przepadł" Dawid.
Nie sądziłam, że po tylu latach znajomości mój mąż
jest w stanie zaskoczyć mnie czymś jeszcze.
A tu proszę!
Jest nie do poznania.
Snikers jest jego pupilkiem i widzę, że zrobi dla niego wszystko.
Odnosi się do niego z taką czułością, że staję się zazdrosna!
Polecam wszystkim, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości.
Pies dostarcza tyle radości, że nie sposób tego wyrazić.
Jaki słodziak :-D
OdpowiedzUsuńI jak widzę miłośnik literatury... ;-)
Myślę, że będzie mu u Was bardzo dobrze.
Też mam taką nadzieję, choć w zasadzie chyba już mu jest dobrze :)
UsuńJest rozpieszczany! Wiem, że to złe, ale nie możemy się powstrzymać, on daje nam tyle radości!
Uwielbiam psy. Niesamowite jest to jak okazują nam wdzięczność. Jak kochają. Jak wszystko rozumieją, nawet jeżeli tego po sobie nie dają pokazać... Wolę je o wiele bardziej niż koty co jest chyba paradoksem. A kundelki są najlepsze <3
OdpowiedzUsuńJa za kotami też nie przepadam, ale chyba dlatego, że chadzają własnymi drogami i zdarza się, że są zupełnie nie kontaktowe, a ja się tak cieszę jak wracam do domu, a Snikers skacze mi z radości po nogach.
UsuńKsiążki za filiżanką to oczywiście te przeczytane? :P
OdpowiedzUsuńFakt, dawno nie piliśmy tu razem herbatki, ale to już wiesz i cieszę się, że pijemy :) A malinowa od Ciebie jest wiosenna, rodzynek nie czułam, ale z parzeniem krucho :(
Miłośnik literatury wciąż tkwi mi w głowie, jest uroczy i puchaty i te jego oczyska... można dużo wybaczyć :) Ale że jada książki...hmm... walcz z tym póki młody, bo wiesz czym skorupka za młodu nasiąknie... bo żeby coś zostało z Twojej biblioteczki :)
Eweluś, wczoraj kupiłam Ci jeszcze jedno sitko, więc wyślę dwa (różne). Podejrzewam, że bardziej przypadnie Ci jednak to "wczorajsze" zwykłe sitko... niż to niezwykłe :p
UsuńWyślę we wtorek.
No stosy z podłogi już zabrane, mam nadzieję, że nie zacznie podgryzać tych na regałach. Póki co bezpieczne są tylko te na wysokościach (wyżej na regałach i czarnym stoliczku)... no i te co przetrzymuję w pracy :)
Eweluś, zamiast blogiem to się w końcu zajmowałam papierologią szkolną. Przed chwilką skończyłam.
Ale ja wcale nie pisałam tego z myślą o sitku od Ciebie tylko stwierdzałam fakt... ale rzeczywiście ucieszy mnie coś pomocnego... zwykłe i niezwykłe? hmm...
UsuńCzyli jednym słowem masz jak z małym dzieckiem - to co nisko trzeba zabezpieczać :D
A podobno pracujesz ileś tam godzin tygodniowo... masz kokosy na nadliczbówkach hihi
Właśnie fotki Snikersa obejrzała Pati i ... zgłasza wniosek formalny o więcej jego fotek ! :) powiedziała, że jest słodki, ale że mało...
UsuńSnikers jest przepiękny i widzę, że lubi czytać książki! ;-) Kundelki są najbardziej wdzięcznymi pieskami, więc na pewno będziecie wniebowzięci z posiadania takiego maluszka.
OdpowiedzUsuńSłodziak :))
OdpowiedzUsuńWOW niesamowita opowieść - zawsze lubiłam czytać te Twoje wieczorki przy herbacie :-) Piesek jest taki słodki że też bym go chętnie przytuliła. Powodzenia i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPsy są cudowne. Zawsze u mnie w domu był jakiś pies. Te istoty są mądre, lojalne, bezinteresowne i po prostu kochane.
OdpowiedzUsuńCóż na książki musisz uważać, szczególnie dopóki nie wyrośnie ze szczenięcia :)
OdpowiedzUsuńSłodziak lubiący czytać książki ;)
OdpowiedzUsuńJest prześliczny. :)
OdpowiedzUsuńPiesek bardzo ładny i psotliwy :)
OdpowiedzUsuńPamiętaj tylko Madziu, że pieski upodabniają się do swoich właścicieli ;)