Tłumaczenie: Adriana Celińska
Tytuł: Cukiernia w ogrodzie
Wydawnictwo: HarperCollins
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2016
Ilość stron: 462
Wszyscy jesteśmy kowalami swojego losu. Tych słów sama często używam i wydawało mi się, że staram się zadbać o swój los wedle tego powiedzenia. Tylko czy na pewno jest to takie oczywiste? Czy naprawdę możemy dowolnie kierować swoim życiem, podejmować samodzielne decyzje i świadomie budować przyszłość? Po części na pewno tak, ale czasem stają nam na drodze przeszkody, które zdają się być nie do przeskoczenia, bo chcąc je "przekroczyć" skrzywdzimy swoich bliskich.
Fay to kobieta po czterdziestce. Ma poukładane, "bezpieczne" życie. By pogodzić pracę z opieką nad chorą matką porzuciła pracę w firmie i otworzyła w domu cukiernię. Taki sposób zarabiania bardzo jej pasuje. Kocha swój dom, uwielbia jego położenie nad rzeką i dzięki temu może być stale przy mamie. Do sprzedaży swoich wyrobów cukierniczych wykorzystuje także swoją ukochaną barkę "Ślicznotkę Merryweather" zacumowaną tuż obok domu. W ten sposób może codziennie cieszyć oko dumą swojego zmarłego ojca. Fay od dziesięciu lat spotyka się z mężczyzną, ich związek jest zgodny, poukładany i... nudny, ale Fay jest zadowolona ze swojego życia. Do czasu.... Najpierw bowiem z życiu Fay pojawia się przystojny, trzydziestoletni Danny i to już zmienia hierarchię jej życiowych wartości. Zdaje się, że Fay widzi więcej, dalej i szerzej. Przyjazd Dannego miesza nieco w życiu Fay, kobieta częściej myśli o przyszłości, rozważając różne jej scenariusze. Nigdy jednak nawet nie pomyślała o tym co wydarzyło się w rzeczywistości pół roku później. Życie Fay zmieniło się diametralnie....
Sięgając po książkę sądziłam, że to historia o Kopciuszku dla dorosłych. Wedle schematu - szara myszka wiedzie nudne życie, przyjeżdża przystojny mężczyzna, miesza jej w głowie, a po pewnych perypetiach i niepewności łączą się w parę i żyją długo i szczęśliwie. No prawie... a jak wiadomo "prawie" robi dużą różnicę... Dobrze zgadzam się, książka skończyła się dobrze (jak większość powieści obyczajowych), ale po drodze... nie wszystko było takie różowe. Muszę przyznać, że początkowo książka mnie nieco nużyła. Bohaterka opowiadała swoją historię w taki sposób, że miałam wrażenie, że czytam cudzy pamiętnik. W pewnym momencie wydawało mi się, że w książce jest za dużo opisów, wyjaśnień.. ale reszta książki zweryfikowała mój osąd i wiedziałam, że to wszystko było potrzebne. Musiałam dogłębnie poznać Fay i jej tryb życia, by zrozumieć jej postawę i zachowanie. Och jak mnie momentami denerwowała! Wszyscy i wszystko wokół zawsze było ważniejsze od niej samej, ale przecież ona właśnie taka była, nie mogła postąpić inaczej, bo postąpiłaby wbrew sobie i, i tak byłaby nieszczęśliwa. Żałuję, że życie nie doceniło tego jaka była i potraktowało ją tak okrutnie. Kolejne strony czytałam z niedowierzaniem. Byłam zła i smutna. To niesprawiedliwe... no właśnie! Czy my, życzliwi ludzie, którzy zawsze chcemy postępować dobrze i zgodnie z własnym sumieniem potrafimy obiektywnie oceniać sytuacje? Kiedy empatia zamienia się w naiwność, dobroć w wyzysk? Gdzie leży granica? Czy fakt, że czasem odmówimy, staniemy się bardziej asertywni zmienia nasz wizerunek? Nas samych? Koniecznie musimy sobie postawić te pytania, by w porę coś zmienić. Nadal pomagajmy innym, ale nigdy kosztem własnego szczęścia!
Książka jest przestrogą dla wszystkich ludzi wielkiego serca. Czasem trzeba się zatrzymać i zastanowić, czy aby nie zasługujemy na coś więcej. Nie znaczy to wcale, że mamy być gorszymi ludźmi. Trzeba się zastanowić i znaleźć złoty środek. Ja sobie wszystko przemyślałam, potwierdzam słowa, "że każdy jest kowalem swojego losu" i bardzo często to od nas samych zależy czy stoimy w miejscu, czy poruszamy się naprzód. To, że idziemy dalej realizując siebie, osiągając więcej nie musi być okupione stratą. Po lekturze nasuwa mi się jeszcze jeden wniosek. Warto dążyć do realizacji marzeń i planów, nigdy nie wiemy co nas w życiu zaskoczy, dlatego nie warto marnować szans. Życie mamy tylko jedno!
Książkę przeczytałam za pośrednictwem Wydawnictwa HarperCollins
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Czytamy powieści obyczajowe
- Pod hasłem - alfabet
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 3 cm (28,6 cm z 158)
- 52 książki w 2016 (21)
Kowalem mówisz? :) [no to przekuć trzeba literkę "z" na "w" w 8 wersie pierwszego nie wytłuszczonego akapitu :)]
OdpowiedzUsuńA tak już na serio, to boję się trochę tej książki, skoro bohaterka Cię denerwowała a książka nużyła... a ja tam nie lubię nużących. Ale z drugiej strony, jak mówisz że warto to może jednak dopiszę do magicznej listy? Ale to na kiedyś :D
Wszak lubię dobre, choć przewidywalne zakończeniowo obyczajówki :)
Kowalem swojego losy może i jesteśmy, ale w dużej mierze to nasza natura nas determinuje i o tym nie możemy zapominać. A poza tym przynajmniej ja wierzę, że jednak nie do końca nasz los od nas zależy. A świadczy o tym niejednokrotnie fakt, że nasze życie jednak nie układa się po naszej myśli chociaż wiele wysiłku w to wkładamy, by tak było.
OdpowiedzUsuńOkładka książki sprawia, że bardziej patrząc na książkę myślę o kulinariach.....
Na pierwszy rzut oka książka wydaje się zbiorem przepisów :) Nie wiem czy tylko ja mam takie wrażenie :)
OdpowiedzUsuńJak widać, czasami należy zawalczyć o siebie, nie skupiając się jedynie na dobru innych. Nie będę zabiegała specjalnie o przeczytanie tej książki, ale jeśli natrafię na nią w bibliotece, to zabiorę ją do domu.
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na tę książkę. Okładka wygląda niezwykle smakowicie ;)
OdpowiedzUsuń