Tytuł: Moja siostra mieszka na kominku
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 286
Żałoba to coś trudnego do zdefiniowania. Można powiedzieć, że to okres opłakiwania kogoś zmarłego bądź straty czegoś innego. Jednak u każdego z nas przebiega ona inaczej. Jedni udają przed samym sobą, że nic się nie stało, inni płaczą całymi dniami, tygodniami, miesiącami, a nawet latami. Jedni tkwią w tym sami, inni muszą dzielić się smutkiem i żalem z bliskimi. Nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć jak zareaguje w obliczu straty i jak długo przyjdzie mu się z nią godzić. Nie można jednak wymagać od innych, by przeżywali żałobę w ten sam sposób co my, by czuli to samo.
Rodzina Matthews rozpadła się na drobne kawałeczki, gdy dziesięcioletnia córka i siostra ginie w ataku terrorystycznym. Rose umiera śmiercią nagłą, nieprzewidzianą i bardzo tragiczną, gdyż rozrywa ją bomba ukryta w koszu na śmieci. Sprawcami ataku są muzułmanie. Po tym zdarzeniu rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać, zatapiają się w smutku i żalu, każde na swój własny sposób, zapominając przy tym o pozostałych dzieciach - bliźniaczej siostrze Rose, Jasmine oraz pięcioletnim Jamie. Czytelnik poznaje rodzinę pięć lat po tragedii. Narratorem powieści jest dziesięcioletni już Jamie i to z jego punktu widzenia poznajemy tę smutną historię. Rodzice się rozeszli. Dzieci wraz z ojcem zamierzają zacząć wszystko od nowa po przeprowadzce daleko od Londynu. Szybko okazuje się, że zmiana miejsca zamieszkania nic nie pomaga, dzieci nadal pozostawione są same sobie, tata pije, a matka zdaje się zapomniała, że ma jakieś żyjące dzieci.
Bardzo, bardzo emocjonalna książka. Trudno w ogóle określić co czułam podczas lektury, bo tych emocji była cała gama. Nieporadny, zrozpaczony tata, nierozumiejący powagi tragedii Jamie, który tak naprawdę nawet nie pamięta Rose, a wszyscy w koło zawsze mówili mu co powinien czuć w związku ze stratą. No i Jasmine, jak dla mnie główna bohaterka powieści, historii samej w sobie i rodziny. Dziewczyna zmagająca się z własnym bólem i smutkiem za wszelką cenę chciała stworzyć prawdziwy dom dla swojego brata i scalić rodzinę. Jestem oczarowana i wzruszona dojrzałością Jasmine, szczerością Jamie`go, prawdziwą przyjaźnią Sunyi. Determinacja dzieci, silne więzi rodzinne, miłość, oddanie, ale także niezwykłe poświęcenie. Żałuję, że nie potrafię znaleźć słów na to co czułam w trakcie czytania, a także teraz po zakończeniu lektury, bo książkę ciągle i od nowa przerabiam w głowie, rozmyślam i analizuję.
Książkę polecam wszystkim bez wyjątku. To jedna z pozycji, którą każdy powinien przeczytać i prawdopodobnie zostanie w Waszych głowach na lata. Trudno uwierzyć, że to debiut literacki i że autorka jest dokładnie w moim wieku.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Gra w kolory - różowy
- Pod hasłem (żyje/nie żyje/nie dotkniesz) kominek nie żyje
- Wyzwanie biblioteczne - wariant II
- Przeczytam tyle ile mam wzrostu - 2,2 cm (53 cm z 158 cm)
- 52 książki w 2017 (25)
- Z półki (9)
Piękna recenzja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, choć wydaje mi się, że moje słowa nie oddają tego co czuję i wartości, jakie niesie za sobą książka.
UsuńGdy przeczytałam pierwsze zdanie, pomyślałam, że smutna książka, ale zapewne schematyczna. Lecz Twoja recenzja sprawiła, że chcę ją poznać i razem z bohaterami zmagać się z problemami i przeszłością. Myślę, że ta powieść może sprawić, że się wzruszę, a zdarza mi się to rzadko ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest smutna, ale na pewno nie schematyczna.
UsuńJest bardzo bogata w treść mimo niezbyt wielkiej objętości. Każda sytuacja jest tu ważna, bo w jakiś sposób jest połączona ze śmiercią Rose.
Jamie i Jasmine to najlepsi bohaterowie dziecięcy, o jakich czytałam. Bardzo dobrze uchwycono ich psychikę, osobowość. Książka wiele uczy, otwiera oczy i zmusza do refleksji już w trakcie czytania, a nie tylko po skończonej historii. Jest naprawdę niezwykła.
Do tej pory szkoda mi Jamiego oraz Jasmine, jak przypomnę sobie tę historię. Tak bardzo chciałabym ich przytulić i pocieszyć...
OdpowiedzUsuń