Ilustrator: Jan Marcin Szancer
Tytuł: Pan Soczewka na dnie oceanu
Wydawnictwo: Alfa
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1986
Ilość stron: 32
Wiek adresatów: 6 - 8 lat
Zdjęcie pochodzi z tej strony.
Ten niewielki, wierszowany utwór opowiada o Panu Soczewce i jego sukcesach filmowych. Bohater jest twórcą filmów przyrodniczych o Księżycu, o życiu w puszczy, o muchach i o komarach, o życiu w kropli wody. Teraz przyszła pora na nakręcenie filmu o życiu w oceanie i to właśnie tam Pan Soczewka udaje się w podróż pełną przygód.
W swej podróży Pan Soczewka odnalazł ślady Atlantydy - legendarnego, zatopionego miasta, przyjrzał się życiu podwodnych zwierząt. No właśnie. Najpierw oglądał atlantozaury, salamandry i jaszczury, a potem pojawił się smok i... nie skończyło się na samym oglądaniu. Pan Soczewka, w swej atomosondzie (specjalnym pocisku - kabinie do obserwacji życia w głębinach) zmuszony był stoczyć walkę ze smoczym potworem. Pies Kolasanty - towarzysz tej niedoli truchlał ze strachu, gdy z wielkiej opresji, w samą porę wybroniła ich olbrzymia ośmiornica (choć tak naprawdę nie takie były jej zamiary). Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i wkrótce Pan Soczewka, ze swoją załogą, na pokładzie statku zajadał pieczonego indyka i wznosił toasty.
Mnie się książeczka bardzo podobała. Momentami była zabawna, momentami trzymała w napięciu. Sceny "walki" zwierząt morskich troszkę przerażały, ale jak sobie pomyślę co "dzisiejsze" dzieci widzą w filmach, grach i internecie to naprawdę nie ma się czego bać. Poza tym duża dawka humoru sprawia, że tekst jest bardzo przystępny. Melodyjny tekst można świetnie intonować, więc utwór nadaje się na wieczorną czytankę i jako tekst do samodzielnego czytania, dla dziecka, które w pełni opanowało tę sztukę (litery są raczej średnie, więc nie nadają się dla dziecka, które dopiero składa wyrazy). Jedyne zastrzeżenia mam do... ilustracji! Wiem trudno w to uwierzyć, przecież ilustracje Szancera w "Baśniach" Andersena są kultowe, ponadczasowe, wybitne. Tu niestety ilustracje są mało wyraźne, rozmyte, a szkoda, bo aż chciałoby się zobaczyć to, co Pan Soczewka zobaczył w swojej niezwykłej podróży.
Mnie się książeczka bardzo podobała. Momentami była zabawna, momentami trzymała w napięciu. Sceny "walki" zwierząt morskich troszkę przerażały, ale jak sobie pomyślę co "dzisiejsze" dzieci widzą w filmach, grach i internecie to naprawdę nie ma się czego bać. Poza tym duża dawka humoru sprawia, że tekst jest bardzo przystępny. Melodyjny tekst można świetnie intonować, więc utwór nadaje się na wieczorną czytankę i jako tekst do samodzielnego czytania, dla dziecka, które w pełni opanowało tę sztukę (litery są raczej średnie, więc nie nadają się dla dziecka, które dopiero składa wyrazy). Jedyne zastrzeżenia mam do... ilustracji! Wiem trudno w to uwierzyć, przecież ilustracje Szancera w "Baśniach" Andersena są kultowe, ponadczasowe, wybitne. Tu niestety ilustracje są mało wyraźne, rozmyte, a szkoda, bo aż chciałoby się zobaczyć to, co Pan Soczewka zobaczył w swojej niezwykłej podróży.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Odnajdź w sobie dziecko (dzieci w wieku młodszym)
- Grunt to okładka (wielokrotność ryb)
- Klucznik (autor, który odszedł)
- Gra w kolory (granatowy)
- Z literą w tle (B)
Nie słyszałam wcześniej o tej książeczce Tematyka faktycznie ciekawa, szkoda, że ilustracje takie nie są.
OdpowiedzUsuńJa też nie słyszałam! Niszowa książka :)
OdpowiedzUsuńIlustracje Szancera zawsze uwielbiam!
Uwielbiam ją! Moje dzieciństwo!!!
OdpowiedzUsuńChciałam ja kupić chrzesniakowi pod Choinkę, ale jak mówisz, ze ilustracje troche kuleja to jednak nie. Niestety mój chrzesniak czytać nie lubi, jego rodzice też nie, wiec muszę znaleźć książkę bardzo atrakcyjna coby do czytania zachęcała ;)
OdpowiedzUsuń