Tytuł: Lato szczupaka
Seria: Nasza Biblioteka
Wydawnictwo: Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce i rok wydania: Wrocław 2009
Ilość stron: 96
To książka o przyjaźni, nadziei, żalu i śmierci. Jej celem jest oswojenie czytelnika ze śmiercią osób najbliższych. Czy autorce udało się uzyskać oczekiwany efekt? Nie wiem, ja nie jestem przekonana. Może po prostu nie zrozumiałam intencji autorki, zwróciłam uwagę na coś co miało być zupełnie nieistotne?
Rozumiem strach, niedowierzanie, wyparcie i żal chłopców: Daniela i Lukasa, synów śmiertelnie chorej Giseli. Rozumiem odwrócenie się od Boga i utratę wiary w boską moc, ale wiara w szczupaka? Najpierw pomyślałam, że autorka chce nam przekazać, że każdy ma chwile zwątpienia, obwinia Boga za zło całego świata i ucieka od wiary. Wiadomo, że w coś trzeba wierzyć, żeby mieć z czego czerpać nadzieję. Tylko jak to się ma do wiary w szczupaka? Kompletnie też nie rozumiem jak ma się wiara lub jej brak do zakończenia książki i wydaje mi się, że młodzież w wieku gimnazjalnym też będzie miała problem z odpowiednią interpretacją. Być może na próżno doszukuję się tu czegoś głębszego, być może autorka rzeczywiście chciała pokazać czytelnikowi, że w sytuacjach trudnych jego zachwiana wiara czy chwile słabości duchowej są naturalne i normalne i nie należy się przez to obwiniać?! O ile ten wątek był dla mnie jedynie niezrozumiały, o tyle inna kwestia poważnie mną ruszyła i nie pozwoli mi myśleć dobrze o książce. Chodzi o postawę mamy Ani. Nie dość, że kobieta zawsze miała trudności w okazywaniu uczuć córce to nawet ta sytuacja nie zmieniła jej nastawienia. Fakt są takie osoby, ale mama Ani jawnie okazywała swe współczucie troskę, a nawet miłość Danielowi i Lukasowi. Ania wie, że mama zawsze marzyła o synu, a urodziła się ona, co zresztą matka wypomniała jej kilkukrotnie. Myślałam jednak, że zbliżająca się śmierć Giseli zbliży do siebie Anię i jej mamę, uświadomi jak kruche jest życie i jak ważne jest to, każdą możliwą chwilę spędzić razem w radości i szczęściu. Niestety. Dziewczynka tak naprawdę sama musiała sobie radzić z nadchodzącą śmiercią sąsiadki i dodatkowo wspierać kolegę. Było jej bardzo trudno, potrzebowała wsparcia matki, chociażby zwykłego przytulenia czy pogłaskania po głowie. Chciała szczerej rozmowy, wyjaśnienia całej tej sytuacji, ale tego nie dostała. Apogeum frustracji przeżyłam gdy Ania dowiedziała się od szkolnej koleżanki jakie plotki słychać o jej mamie we wsi. Przyznam, że w czasie czytania też mi to przyszło do głowy... tym bardziej umiałam wczuć się w postać Ani, która była rozczarowana i zawiedziona.
Jak widzicie nie zrozumiałam przesłania książki, nie zwróciłam uwagi na to co miało w niej być najważniejsze, a całkowicie skupiłam się na wątku Ani. Z ledwością dokończyłam lekturę, bo tak byłam zła na matkę Ani. Ten wątek według mnie całkowicie przyćmił główny temat. Książka mi się nie podobała i nie polecam jej nikomu.
Rozumiem strach, niedowierzanie, wyparcie i żal chłopców: Daniela i Lukasa, synów śmiertelnie chorej Giseli. Rozumiem odwrócenie się od Boga i utratę wiary w boską moc, ale wiara w szczupaka? Najpierw pomyślałam, że autorka chce nam przekazać, że każdy ma chwile zwątpienia, obwinia Boga za zło całego świata i ucieka od wiary. Wiadomo, że w coś trzeba wierzyć, żeby mieć z czego czerpać nadzieję. Tylko jak to się ma do wiary w szczupaka? Kompletnie też nie rozumiem jak ma się wiara lub jej brak do zakończenia książki i wydaje mi się, że młodzież w wieku gimnazjalnym też będzie miała problem z odpowiednią interpretacją. Być może na próżno doszukuję się tu czegoś głębszego, być może autorka rzeczywiście chciała pokazać czytelnikowi, że w sytuacjach trudnych jego zachwiana wiara czy chwile słabości duchowej są naturalne i normalne i nie należy się przez to obwiniać?! O ile ten wątek był dla mnie jedynie niezrozumiały, o tyle inna kwestia poważnie mną ruszyła i nie pozwoli mi myśleć dobrze o książce. Chodzi o postawę mamy Ani. Nie dość, że kobieta zawsze miała trudności w okazywaniu uczuć córce to nawet ta sytuacja nie zmieniła jej nastawienia. Fakt są takie osoby, ale mama Ani jawnie okazywała swe współczucie troskę, a nawet miłość Danielowi i Lukasowi. Ania wie, że mama zawsze marzyła o synu, a urodziła się ona, co zresztą matka wypomniała jej kilkukrotnie. Myślałam jednak, że zbliżająca się śmierć Giseli zbliży do siebie Anię i jej mamę, uświadomi jak kruche jest życie i jak ważne jest to, każdą możliwą chwilę spędzić razem w radości i szczęściu. Niestety. Dziewczynka tak naprawdę sama musiała sobie radzić z nadchodzącą śmiercią sąsiadki i dodatkowo wspierać kolegę. Było jej bardzo trudno, potrzebowała wsparcia matki, chociażby zwykłego przytulenia czy pogłaskania po głowie. Chciała szczerej rozmowy, wyjaśnienia całej tej sytuacji, ale tego nie dostała. Apogeum frustracji przeżyłam gdy Ania dowiedziała się od szkolnej koleżanki jakie plotki słychać o jej mamie we wsi. Przyznam, że w czasie czytania też mi to przyszło do głowy... tym bardziej umiałam wczuć się w postać Ani, która była rozczarowana i zawiedziona.
Jak widzicie nie zrozumiałam przesłania książki, nie zwróciłam uwagi na to co miało w niej być najważniejsze, a całkowicie skupiłam się na wątku Ani. Z ledwością dokończyłam lekturę, bo tak byłam zła na matkę Ani. Ten wątek według mnie całkowicie przyćmił główny temat. Książka mi się nie podobała i nie polecam jej nikomu.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Odnajdź w sobie dziecko (dla nastolatków)
- Klucznik (bez happy endu)
- Gra w kolory (granatowy)
- Pod hasłem (lato kontra "Tajemnica śnieżnego potwora")
O!
OdpowiedzUsuńTo się nazywa zdecydowanie. Ale wiesz, że mnie zaintrygowałaś?
Z Twojej recenzji wynika, że i mi książka się nie spodoba. Nie rozumiem wiary w szczupaka.
OdpowiedzUsuń