Tytuł: Widok z mojego okna. Przepisy nie tylko na życie
Seria: Biblioteka Bluszcza
Wydawnictwo: Elipsa
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 215
"Widok z mojego okna. Przepisy nie tylko na życie" to zbiór felietonów (nazywanych przez autorkę felkami, bo jak twierdzi w tym względzie ma jeszcze braki warsztatowe) o życiu, często z nutką dydaktyzmu. Do każdego tekstu autorka dobrała przepis kulinarny, który w pewien sposób jest "odpowiedzią" na jej refleksje.
Trylogia "Nad Rozlewiskiem" jest dla mnie bardzo cenna. To od niej zaczęła się moja miłość do książek obyczajowych (wszak jeszcze kilka lat temu czytałam tylko kryminały i thrillery). Dzięki niej zapragnęłam poprzez książki poznawać losy innych osób, tradycje i tajemnice rodzinne, a także zakątki bliskie sercu bohaterów. Nic więc dziwnego, że do pióra Pani Małgorzaty Kalicińskiej mam szczególny sentyment.
Trudno napisać recenzję czegoś, co jest subiektywną opinią autorki na różne życiowe tematy, te ważne i mniej ważne. Autorka pisze co ją boli, gniecie, zadziwia, cieszy, przeraża i przytłacza. O tym co było i o tym co jest. O żalach do siebie i żalach do innych. Momentami to także pewnego rodzaju rachunek sumienia, ale niezbyt poważny. Tak też powinniśmy traktować te wszystkie teksty - z przymrużeniem oka. Autorka rzeczywiście chce nam przekazać życiowe lekcje, ale to czy z nich skorzystamy, to już nasz wybór.
Dzisiaj dla odmiany pokusiłam się o krótkie (albo niekoniecznie) komentarze do każdego z felietonów zawartych w książce.
Czytanie - czynność życiowa
Jak ktoś nie wie jak nauczyć dziecko czytać to koniecznie musi sięgnąć po klocki z literami. Jeśli jednak i to nie pomoże należy zastosować pewien niepedagogiczny fortel :) z użyciem tychże klocków :)))
Droga Marilyn!
Słuszne uwagi na temat "końca miłości". Autorka zauważa, że batalie rozwodowe toczą się głównie o finanse i podział majątku, a nie utraconą miłość. Wzywa kobiety do zabezpieczenia przyszłości własną pracą, chociaż na pół etatu. Zauważa, że kobiety pracujące nie szarpią się w sądzie aż tak bardzo.
Ja nie wyobrażam sobie życia bez pracy nawet nie tyle dla pieniędzy co dla samej siebie, własnego rozwoju, stałego kontaktu z innymi ludźmi, stałej mobilizacji. To, że czasem ponarzekam, że jestem zmęczona to jedno, ale zrezygnować z niej nie potrafiłabym. Zgadzam się z autorką, że jeśli kobieta jest w miarę stabilna finansowo to łatwiej jej pogodzić się z rozwodem, a i w sądzie skupia się bardziej na dzieciach niż sobie. Ona da sobie radę. Oczywiście życie przewiduje dla nas różne scenariusze i nie zawsze wszystko jest takie łatwe.
Babskie czytadło
Autorka przytomnie zauważa, że nie wszystkie książki pisane przez kobiety są przeznaczone tylko dla kobiet, a i te pisane przez mężczyzn też często kierowane są do kobiet (chociażby twórczość Nicholasa Sparksa). Literaturę porównuje do odzieży. Są ubiory dla kobiet, inne dla mężczyzn, ale także tak zwane uniseks, jak kurtki, swetry, dżinsy. Nasze preferencje czytelnicze też są różne: mężczyźni wybierają głównie fantastykę, sensację, książki wojenne, reportaże z frontów, opowieści o herosach, a kobiety szukają książek o miłości, romantyzmu, domowej sielanki, związków, dzieci i natury... oczywiście nie można tego generalizować.
Dokładnie! To, że kobieta pisze książkę to nie znaczy, że jest ona gorsza! Poza tym każdy sięga po takie książki, których tematyka ich interesuje. Nie ma reguły. To, że większość kobiet i mężczyzn wybiera tematykę taką czy inną (przypisaną głównie dla takiej płci) to nie znaczy, że nie znajdą przyjemności w czytaniu innych książek, albo zwykle ich wybory czytelnicze są inne niż u reszty przedstawicieli swojej płci. ... a jednak zeszło mi na płeć, a wcale nie chciałam żeby to tak zabrzmiało, chyba nie potrafię powiedzieć tego co mam na myśli.
Święta - polska specjalność
Najważniejszy jest nastrój, a tego pierwiastka szczególnej świętości nie da się nigdzie kupić, trzeba go mieć w sobie. Autorka nie cierpi komercji, wykorzystywania tradycji polskiej w marketingu itp. Choć nie czuje się katoliczką to szacunek do tej tradycji ma ogromny.
Ja wierząca też nie jestem, ale klimat świąt Bożego Narodzenia wyniesiony z domu jest tak niezwykły i niepowtarzalny, że nie wyobrażam sobie, żeby mogło ich nie być. Mnie komercja też kiedyś denerwowała, ale im jestem starsza tym mniej mi przeszkadza. Uważam, że jeśli ktoś potrzebuje tych wszystkich świecidełek i duperelek to niech ma, nic nam do tego. To, że sklepy zalewane są świątecznym towarem to traktuję to jako wymiar czasu. Pewne rzeczy zmieniają się nieodwołalnie i szkoda nerwów na walkę z tym, bo i tak zostanie.
Antyżycie
Ciągle "udoskonalamy" coś co było dobre, zmieniamy wszystko wokół (i siebie) - niby na lepsze, ale w rzeczywistości... Ogłupiamy się telewizją, udajemy fajnych i wyluzowanych. Niby tacy nowocześni, a cały czas głupsi. Najgorsze jest to, że robi to sobie na własne życzenie.
Tutaj się nie zgodzę, autorka zbytnio generalizuje. Znam wiele osób, które szukając ubrań nie patrzą na markę, tylko na wygodę, remontując mieszkanie nie wybierają najnowszych trendów, a to co im w duszy gra. Co więcej coraz częściej widzę, że zanika głupia polska cecha "zastaw się a postaw się". Polacy już nie grają kogoś kim nie są, coraz częściej są po prostu sobą. Ale może to tylko ja taka jestem i mam takich znajomych... Może to za mało? Autorka z pewnością zna ich dużoooooo więcej. Że telewizja ogłupia... ano tak, ale sama czasem dla totalnego relaksu włączam jakiś bzdurny program i gapię się bezmyślnie, ot tak dla odmóżdżenia.
Mniłoś
O seksualności kobiet po 40-tce, a właściwie o fizycznym wyrazie miłości. Kto dał ludziom prawo oceniać czułości osób starszych (także tych zaledwie kilka lat starszych od oceniających). Często do miłości i seksualności dojrzewamy latami, a kiedy wreszcie jest nam dane to powinniśmy móc się z tego cieszyć bez skrępowania.
W tym temacie nie mam za wiele do powiedzenia. Mnie to chyba nic i nikt nie przeszkadza, no chyba, że jakaś para uprawiała seks na placu zabaw na oczach wszystkich. Tylko, że wtedy to bez względu na to ile lat mieliby "sprawcy" byłoby to zachowanie nie na miejscu. Zgadzam się za to z tym, że do seksualności się dojrzewa, bo widzę to sama po sobie, choć czuję, że i tak wiele jeszcze przede mną.
Wklepać krem... czyli bądź piękna na wiosnę
Autorka poleca "upiększanie się" od środka - dobre odżywianie, uśmiech, rzucenie papierosów i innych używek. Ten uśmiech jest też najważniejszym afrodyzjakiem...
Oj z wyglądem to ja ciągle mam kłopot. Trudno mi się trzymać racjonalnego odżywiania, gdy wokół tyle pokus. Z regularnością posiłków też bywa różnie, bo rano nigdy nie jestem głodna, a potem w pracy okazuje się, że nie ma kiedy zjeść i mój pierwszy posiłek często zjadam po 16.00 :( Tak więc rady autorki nie zawsze łatwo wcielić w życie. Nie to, że jestem jakaś próżna, ale dużo lepiej czuję się sama ze sobą gdy jestem szczuplejsza, a i uśmiech wtedy mam od rana do wieczora :)
O Boże, daj męża
Obserwacje na temat poczynań dorastających panien gotowych do zamążpójścia oraz wychowywaniu synów na maminsynków. Pamiętajcie drogie mamy, synów wychowujecie dla innych kobiet. Wasze córki tak czy inaczej sobie w życiu poradzą.
Moje wnioski są podobne, choć w przypadku szwagrów osobistych miałam wyjątkowe szczęście (a właściwie siostry miały), ale obawiam się, że to jedyne takie przypadki :) Mój mąż może i wie gdzie jest pralka i zmywarka, ale zdaje się często o tym zapomina. Może jestem zbyt surowa, szwagrów idealizuję, bo nie mam ich na co dzień, a od męża ciągle mi mało. Z nim to jest chyba tak, że sam w sobie jest zaradny, ale po co ma się starać... skoro ma mnie?! Tu pretensje mogę mieć tylko sama do siebie. Trzeba było na początku ustalić zakres obowiązków, to teraz nie miałabym żadnego "ale".
Pierwiastek kwoczyzmu
Wspaniale, że jesteśmy takie dobre, uczynne i opiekuńcze, ale żeby być w pełni szczęśliwe nie możemy zapomnieć o sobie - o własnych radościach, pasjach i wygodach. Bycie sobą nie oznacza, że będziemy gorszymi matkami.
Święta racja! Ja tam bardzo wysoko cenię sobie prywatność (choć w rodzinie) i własne bziki. Bez nich nie byłabym do końca sobą, a już na pewno nie byłabym w pełni szczęśliwa.
Drzewa kwitną...
Stan, który aktualnie przechodzę. Alergia na pyłki chyba wszystkich możliwych roślin z całym dobrodziejstwem inwentarza (wszystkie możliwe objawy alergii jakie są). Autorka też to przechodzi i jest skłonna zaufać medycynie niekonwencjonalnej, byle tylko nie ciekło z nosa. No cóż, ja zostanę przy standardowych lekach i "jakoś" przemęczę. Byle do jesieni.
Wsi spokojna?
Mój ukochany temat nie tylko w literaturze. Lubię ją (wieś) w każdej odmianie - z piękną i bajkową naturą, czy prymitywną, pijaną i biedną (choć jakoś takiego jej obrazu w głowie nie noszę), każdą! Najbardziej tę z mojego dzieciństwa - ciepłą i przyjazną, bezpieczną i troskliwą, a do tego piękną i ciekawą. Szkoda, że przez lata ewoluowała i się zmieniała. Teraz bardziej przypomina małe miasteczko niż wieś, nie wiem czy ktokolwiek hoduje w niej zwierzęta i czy ludzie choć w połowie są tak troskliwi o innych jak kiedyś :( W moim sercu jednak zawsze pozostanie jej obraz końca lat 90-tych. Autorka też widzi zmiany i chyba chwali, ja jednak tęsknię za wsią z "Bułeczki".
W felietonie autorka przytacza wieś opisywaną przez Polaków na przestrzeni lat od pisarzy pozytywizmu po współczesnych, a także obraz wsi uchwycony w filmach. Dziwi ją "moda" na wieś...
Moja wolność, twoja wolność
O szacunku do ciszy, której teraz mało kto przestrzega. W sklepie, w hotelu, w restauracji nie można spokojnie zjeść, odpocząć czy pomyśleć. Niewychowane dzieci, o przepraszam wychowane bezstresowo (czyli wcale) drą się, krzyczą i biegają, ale z drugiej strony skoro większość dorosłych nie wie jak się zachować w miejscach publicznych to czego wymagać od dzieci?!
Maestra
Laurka dla Pani od muzyki, która jak nikt potrafiła zarazić uczniów swoją pasją, pomóc zrozumieć muzykę i nauczyć do niej szacunku.
Oj też bym chciała być dla kogoś taką inspiracją do działania i najlepszym wspomnieniem z podstawówki.
Kobieta Podróżna
Przemyślenia na temat podróży - jej uroków i niewygód, a właściwie głównie niewygodach podróżowania - pociągach, polskich drogach i hotelikach pamiętających czasy PRL-u.
Ja jakoś szczególnie nie podróżuję, więc mało mam w tym temacie do powiedzenia. Mnie chyba tylko przeszkadza gdy jest zbyt zimno lub zbyt gorąco, ale... sorry taki mamy klimat! :)
Jedzenie jako element życia towarzyskiego, czyli król jest nagi.
Na bogato nie zawsze znaczy dobrze. Wymyślne kuchnie (czy inne) nie przypominają jedzenia ani w wyglądzie, ani w smaku. Lepiej zjeść po domowemu, w małej, przydrożnej knajpce, gdzie panuje przyjazna atmosfera, a zadowoleni klienci oblizują palce ze smakiem, a nie w sztywnej restauracji, w której kolację trzeba zarezerwować kilka miesięcy wcześniej.
O tak, wolałabym zjeść polewkę z zsiadłego mleka mojej babci, niż wytworną kolację w prestiżowej restauracji... zresztą tam pewnie bym się nie najadła, bo te porcje są dla pięciolatków.
Sacrum i profanum
To jedyny felieton, który mi się nie podobał.
O komercyjności świąt już się tyle mówiło, że temat stał się dla mnie wręcz nudny. Ot jak wspomniałam już wcześniej dla mnie to wymiar czasu i naturalna konsekwencja postępu. Skoro jest popyt to i podaż, więc widocznie Polacy lubią i potrzebują tych wszystkich świecidełek, Mikołajków i gadżetów świątecznych. Co do "owczego pędu" też się z tym nie zgodzę. Sama obchodzę święta, a wierząca nie jestem. Nie robię tego jednak, bo tak trzeba, bo "co ludzie powiedzą" itd. Tej szczególnej atmosfery, rodzinnego szczęścia (nie, nie, wcale nie na pokaz!), pyszności, żartów przy stole, grzybowej i innych pyszności i... prezentów nie oddałabym za żadne skarby. Nie wiem dlaczego, ale wigilia u mojej mamy jest naprawdę niezwykła i inna niż zwyczajne, niedzielne obiadki rodzinne. Wyjątkowa i magiczna. Co do komercyjności świąt to może 10 lat temu ten wielki BUM na święta szokował, ale teraz? ... już chyba nie powinno.
Święta moją być obchodzone duchowo? - dlaczego? Jeśli w Polsce jest coraz więcej osób niewierzących, ale z jakichś powodów nie chcą rezygnować z organizacji świąt (bo np. tak jak ja lubią ten klimat) to dlaczego nie mają zrobić tego tak jak im się podoba (na czerwono, złoto, czy fioletowo?). Mają do tego takie samo prawo, jak Ci uduchowieni deklarujący skromne święta. To już zwyczajne czepianie się i brak tolerancji, a może nawet zazdrość o to, że niektórzy nie zważając na takie złośliwości mają odwagę zrobić to po swojemu.
Myślę też, że nieprawdą jest, że większość z tych niewierzących osób podejmuje się organizacji świąt w obawie przed tym co ludzie powiedzą, a zwyczajnie to lubią! Dla mnie to nie jest hipokryzją. Nie potrzebuję żadnego dokumentu o apostazji, szkoda mi czasu - przecież nie potrzebuję na papierze tego w co wierzę lub w co nie wierzę.
Bon Vivant, czyli przypadek Marka
O tym jak autorka doszła do wniosku, że jeśli pomagać to wędką, a nie rybą...
Kobieta w urzędzie, czyli niedostosowana jestem
Każdemu czasem "nóż się w kieszeni otwiera" gdy załatwia coś w urzędzie, a właściwie próbuje załatwić.
Uff... u mnie w mieście jeszcze nie wszędzie są elektroniczne zamki, a i napisy na drzwiach się zdarzają... a na pocztę z urzędu jest bardzo blisko :)
Adam Słodowy czyli co kupić na rocznicę?
A mówi się, że kobiety są próżne! Że świecidełka im w głowie, ciuchy, buty, torebki! Otóż nie wszystkie! Mnie zawsze i wszędzie bardziej ucieszy książka, ale okazuje się, że są i takie, które wymarzonego prezentu upatrują w ... koparce!
Pollywood
Święta moją być obchodzone duchowo? - dlaczego? Jeśli w Polsce jest coraz więcej osób niewierzących, ale z jakichś powodów nie chcą rezygnować z organizacji świąt (bo np. tak jak ja lubią ten klimat) to dlaczego nie mają zrobić tego tak jak im się podoba (na czerwono, złoto, czy fioletowo?). Mają do tego takie samo prawo, jak Ci uduchowieni deklarujący skromne święta. To już zwyczajne czepianie się i brak tolerancji, a może nawet zazdrość o to, że niektórzy nie zważając na takie złośliwości mają odwagę zrobić to po swojemu.
Myślę też, że nieprawdą jest, że większość z tych niewierzących osób podejmuje się organizacji świąt w obawie przed tym co ludzie powiedzą, a zwyczajnie to lubią! Dla mnie to nie jest hipokryzją. Nie potrzebuję żadnego dokumentu o apostazji, szkoda mi czasu - przecież nie potrzebuję na papierze tego w co wierzę lub w co nie wierzę.
Bon Vivant, czyli przypadek Marka
O tym jak autorka doszła do wniosku, że jeśli pomagać to wędką, a nie rybą...
Kobieta w urzędzie, czyli niedostosowana jestem
Każdemu czasem "nóż się w kieszeni otwiera" gdy załatwia coś w urzędzie, a właściwie próbuje załatwić.
Uff... u mnie w mieście jeszcze nie wszędzie są elektroniczne zamki, a i napisy na drzwiach się zdarzają... a na pocztę z urzędu jest bardzo blisko :)
Adam Słodowy czyli co kupić na rocznicę?
A mówi się, że kobiety są próżne! Że świecidełka im w głowie, ciuchy, buty, torebki! Otóż nie wszystkie! Mnie zawsze i wszędzie bardziej ucieszy książka, ale okazuje się, że są i takie, które wymarzonego prezentu upatrują w ... koparce!
Pollywood
O tym, jak w mediach nie lubią brzydoty, biedy i inności. Pisać i mówić można tylko o tym co piękne i dobre, w żadnym przypadku nie może być nic dołującego. Przykre...
Przygotowane do lekcji?
Przygotowane do lekcji?
O tym, że zawczasu powinniśmy się przygotować na "oddanie" dzieci światu, a gdy już oddamy to nie możemy temu dziecięciu wchodzić w życie z butami. Niech samo stworzy dom, rodzinę i własne zwyczaje....
Miało być krótko, ale nie wyszło... Warto przeczytać tę książkę, skonfrontować swoje przemyślenia z refleksjami kogoś innego. Być może w pewnych kwestiach otworzą nam się oczy, w innych może mamy odmienne zdanie, ale na pewno lektura tej książki jest budująca, rozwijająca horyzonty i potrzebna. Miłym akcentem są też świetne przepisy dopełniające każdy rozdział. Pisane od serca i z sercem, a nie w przeliczeniu na gramy i sztywne zasady tworzenia potraw. Dodatkowe komentarze w przepisach - bezcenne.
Książkę czytałam w czerwcu w nielicznych wolnych chwilach, ale to doskonała lektura na takie właśnie momenty, bo można czytać rozdziałami, nie martwiąc się, że zagubimy się w treści.
Miało być krótko, ale nie wyszło... Warto przeczytać tę książkę, skonfrontować swoje przemyślenia z refleksjami kogoś innego. Być może w pewnych kwestiach otworzą nam się oczy, w innych może mamy odmienne zdanie, ale na pewno lektura tej książki jest budująca, rozwijająca horyzonty i potrzebna. Miłym akcentem są też świetne przepisy dopełniające każdy rozdział. Pisane od serca i z sercem, a nie w przeliczeniu na gramy i sztywne zasady tworzenia potraw. Dodatkowe komentarze w przepisach - bezcenne.
Książkę czytałam w czerwcu w nielicznych wolnych chwilach, ale to doskonała lektura na takie właśnie momenty, bo można czytać rozdziałami, nie martwiąc się, że zagubimy się w treści.
Post ukaże się automatycznie w czasie kiedy ja będę spacerowała po stolicy :)
Planowany powrót w sobotę, 11 lipca.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Przeczytam tyle ile mam wzrostu (1,8cm)
- Gra w kolory (zielony lub niebieski - jak kto woli)
- 52 książki w 2015
- Polacy nie gęsi
Ja nie przepadam za taką tematyką, więc nie zapoznam się z tą książką, ale znam dwie osoby, którym by się bardzo ta pozycja spodobała :)
OdpowiedzUsuńSłyszę o tej książce po raz pierwszy i mam dosyć mieszane uczucia... jeszcze to przemyślę ;)
OdpowiedzUsuńTeż pierwszy raz słyszę o tym tytule autorki.
OdpowiedzUsuńAle jedno co muszę przyznać to ...chyba najdłuższa Twoja recenzja! :) Póki co się nie skuszę, ale może kiedyś...
Bardzo mi się podoba tytuł tej książki a Twoja recenzja tylko dopełnił co miała wypełnić i już mam na nią ochotę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń