Tytuł: Kwitnący krzew tamaryszku
Wydawnictwo: Muza
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
Ilość stron: 559
Życie potrafi zaskoczyć nas w najmniej oczekiwanym momencie. Uwielbia niespodzianki... ale nie zawsze te przyjemne. Stare porzekadło mówi "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" i oby zawsze się sprawdzało w przypadku takich nieoczekiwanych zmian. Myszce się sprawdziło...
Myszka, niespełniona artystka, oddana swemu mężowi żona, nagle przestaje być dla niego ciekawa, atrakcyjna i zabawna. Z dnia na dzień zostaje sama, ot tak, po prostu. Duma nie pozwala jej przyjąć pomocy finansowej od męża, więc postanawia zacząć żyć na własną rękę w odziedziczonym po ciotce małym domku w Garbatce Średniej pod Warszawą. Nowy dom od razu staje się jej azylem, to tutaj z pomocą przyjaciółek i znalezionego w lesie psa próbuje na nowo ułożyć sobie życie.
Początkowo trudno było mi zainteresować się książką, choć to dokładnie "mój klimat". Miałam wrażenie, że kolejne wątki są mi już znane z innych powieści czy... seriali. Zjazd absolwentów, cztery przyjaciółki, znaleziony w lesie pies, domek na wsi, zdrada, nowe życie, a nawet nietypowe spotkanie na cmentarzu - to wszystko już było - pomyślałam i z dużą obawą spojrzałam na pozostałych 400 stron, ale... nagle zmieniłam zdanie! Najpierw niezwykle przyjemnie mi było czytać o spotkaniu z Romanem Raduńskim, to chyba wtedy całą sobą przeniosłam się do Garbatki i stałam się naocznym świadkiem toczących się wydarzeń. Potem ubawiona wizytą Piotra do końca książki miałam dobry nastrój. Nawet gdy nie wszystko układało się tak jak być powinno to ja cieszyłam się, że mogę w tym uczestniczyć, że mogę być przy Myszce, Barbarze, a nawet Iwonie (mimo, że strasznie drażniły mnie jej utarczki z Basią). Od tej chwili dosłownie chłonęłam każdą kolejną stronę z żalem, że książka kiedyś się skończy. Lusia, choć jej postać także skojarzyła mi się z inną książką, skradła moje serce. Najbardziej jednak pokochałam Fredka, który mnie oczarował - swoją drogą nie sądziłam, że można tak dobrze "zobrazować" psa. Tak więc książka mnie porwała! Z jednej strony nie mogłam się od niej oderwać, z drugiej, wiedziałam, że muszę ją sobie dawkować, by jak najwięcej czasu spędzić w Garbatce.
Jakże mylne było moje pierwsze wrażenie! To książka bardzo przemyślana, pełna i domknięta. Piękna. Cieszę się, że miałam okazję ją poznać.Garbatka na stałe zagości (obok Bujan, Malowniczego, Pogodnej i Pasymia) na mojej mapie "dobrych, bezpiecznych miejsc". Chciałabym kiedyś zamieszkać w jednej z takich miejscowości (choć nie wszystkie one istnieją naprawdę) i poczuć tę atmosferę, którą czuły bohaterki. Poznać tych wszystkich życzliwych, pomocnych ludzi, upajać się naturą, uprawiać ogródek, robić przetwory i piec ciasta. Marzy mi się taka ucieczka z miasta, odkrycie siebie na nowo, poznanie swoich możliwości w sytuacjach trudnych i możliwość spojrzenia w głąb siebie. Maria (Myszka) miała tą możliwość i to chyba właśnie dzięki temu odkryła swoją wartość, uwierzyła w siebie i zmieniła swoje życie. Stała się dojrzałą, pewną siebie, twardo stąpającą po ziemi kobietą, która wie czego chce i do czego dąży. Oczywiście dużą zasługę w tym jej wewnętrznym rozwoju miały niezawodne przyjaciółki, które stanęły na wysokości zadania, wspierały Myszkę jak mogły. Autorka pokazała czytelnikom najpiękniejszy wymiar przyjaźni, uczucie bezwarunkowe, szczere i prawdziwe.
Wspaniale oddana atmosfera miejsca, niezwykle barwni bohaterowie, tacy z "krwi i kości", pogmatwane losy, smutki i radości, codzienność - to wszystko złożone w całość tworzy piękną historię, którą warto poznać.
Życzę wszystkim takiej głębokiej przyjaźni, dojrzałej miłości, obiektywnej samowiedzy i prawdziwego szczęścia na co dzień. Ja to szczęście mam, odnalazłam je już dawno i choć marzy mi się uroczy domek na wsi, z kawałkiem ziemi, hamakiem, książką i kubkiem herbaty to w pełni doceniam to co już mam, co osiągnęłam, tych, którzy mnie otaczają, to co robię i kim jestem. Jestem szczęśliwa!
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Muza
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Grunt to okładka (Myszka przytulająca Fredka tzn. ich wizualizacja)
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (3,8 cm)
- Gra w kolory (różowy)
- 52 książki w 2015
Tak słyszałam, że książka jest świetna, choć na początku ciężko się rozkręca;)
OdpowiedzUsuńJa ciągle nie mogę przestać o niej myśleć, teraz dostrzegam coraz więcej jej zalet i ciągle myślę o bohaterach.
UsuńMoże być ciekawie, chyba się skuszę.
OdpowiedzUsuńI jest!
UsuńBardzo dużo się tu dzieje, jako całość książka wypada rewelacyjnie.
Losy bohaterów poznajemy na przestrzeni kilku lat.
Książka również na mnie zrobiła spore, pozytywne wrażenie, choć początkowo się na to nie zapowiadało.
OdpowiedzUsuńSzukałam na Twoim blogu recenzji tej książki, ale nie znalazłam, a chętnie bym poznała Twoją relację.
UsuńA ja nie czytam recenzji - wiesz dlaczego :P
OdpowiedzUsuńTak, tak wiem :)
UsuńAż Ci zazdroszczę, że masz tę książkę jeszcze przed sobą i dopiero będziesz poznawać bohaterów :)
Ale ładnie napisałaś! :)
OdpowiedzUsuńSzczególnie ostatni akapit! Najważniejsze to umieć dostrzec i docenić to co mamy, prawda?
Duże buziaki!
Jestem po urlopie więc nie czytałam tej recenzji i w pierwszej kolejności wpadła mi na blogu u Ejotka i teraz jestem podwójnie zachęcona :-)
OdpowiedzUsuń