[Post miał się ukazać wczoraj,
ale kliknęłam "zapisz" zamiast "opublikuj"
i wyłączyłam komputer]
Wczoraj zakończyłam pierwsze półkolonie,
ale kliknęłam "zapisz" zamiast "opublikuj"
i wyłączyłam komputer]
Wczoraj zakończyłam pierwsze półkolonie,
teraz mam tydzień przerwy i mogę trochę odetchnąć.
Z czytaniem niestety nadal jestem w czarnej d...,
ale mam nadzieję, że nadrobię to w tym tygodniu
(zwłaszcza, że kupiliśmy sobie wreszcie leżaczki na balkon).
Ciągle mam też zaległości na Waszych blogach :(
Dzisiaj miałam iść z mężem na ryby, ale tak się chmurzyło i wiało,
że zrezygnowałam (choć w końcu się wypogodziło).
Słuchałam sobie trochę muzyki z lat mojej wczesnej młodości
i przeglądałam zdjęcia w komputerze.
Teraz przyszedł czas na herbatkę :)
Wybrałam "ŚLIWKĘ & KARDAMON" firmy Vitax
od Ejotka :)
To herbata zdecydowanie bardziej pasująca do zimowych wieczorów,
bo jest rozgrzewająca i kojarzy się ze świętami
(ze względu na aromat śliwki),
ale mimo to miałam dzisiaj ochotę właśnie na tę herbatę :)
Herbata jak widać ma mocny, czerwony kolor.
Smak intensywnie śliwkowy,
kardamon czuć bardzo delikatnie
(piłam herbaty, które ten smak miały akcentowany dużo mocniej).
Tak jak pisałam herbata bardziej pasuje zimą, ale gdy wystygnie jest
dobrym, orzeźwiającym pomysłem na lato.
Jeszcze przed wyjazdem do Warszawy obiecałam Wam relację z roczku mojej siostrzenicy,
ale oczywiście o tym zapomniałam, dopiero teraz oglądając zdjęcia sobie przypomniałam.
Zacznę od tego, że zupełnie nie spodziewałam się tego, co zastałam na miejscu.
Miało być przyjęcie w ogrodzie przy grillu, na luzie.
Nie myślałam jednak, że Sandra tak to wszystko świetnie zorganizuje!
Ja bym nigdy nie wpadła na takie rozwiązania...
Sandra wynajęła namiot (taki jak na zdjęciu poniżej), duży grill, stoliki i ławy.
Zacznę od tego, że zupełnie nie spodziewałam się tego, co zastałam na miejscu.
Miało być przyjęcie w ogrodzie przy grillu, na luzie.
Nie myślałam jednak, że Sandra tak to wszystko świetnie zorganizuje!
Ja bym nigdy nie wpadła na takie rozwiązania...
Sandra wynajęła namiot (taki jak na zdjęciu poniżej), duży grill, stoliki i ławy.
Źródło zdjęcia |
Był też ekspres do kawy z prawdziwego zdarzenia do dyspozycji gości.
Z głośników przez cały czas leciała przyjemna, niezbyt głośna muzyka.
Dzieci miały dodatkowe atrakcje w postaci dmuchanego mini-zamku,
basenu z piłeczkami, dwie zjeżdżalnie itp.
Istny raj!
Pogoda nam bardzo dopisała, bo nie było duszno, ani za ciepło, ale też nie chłodno.
W luźnych ubraniach czuliśmy się swobodnie i wygodnie.
Moja mama i teściowa Sandry pomogły jej przygotować poczęstunek
(teściowa upiekła przepyszne ciasta, dawno nie jadłam takich pysznych słodkości,
natomiast nasza mama przygotowała sałatki, mięso i inne przekąski).
Był też tort, ale nie umywał się do cudownych ciast teściowej Sandry.
To najlepsza impreza na jakiej byłam. Naprawdę!
Każdy czuł się swobodnie, goście przemieszczali się z miejsca w miejsce,
rozmawiając w przeróżnych konfiguracjach :)
Pod namiotem stała też kanapa, na której można było porozmawiać na osobności,
odpocząć, czy powygłupiać się - w przypadku dzieci :)
Atmosfera rewelacyjna, niebiańskie pyszności
i cudowna ekipa gości.
To przepis na najlepszą imprezę.
Sandrusia mieszka w moich ukochanych Rudnikach,
skąd pochodzą rodzice i mieszkały moje babcie,
które miałam szczęście odwiedzać w każde wakacje w dzieciństwie.
Korzystając z możliwości odwiedziłam stare podwórko,
które hmmm w niczym nie przypomina tego gdy żyła Babcia :(
To ten mniejszy domeczek po lewej stronie. |
Podwórko zarośnięte, dom podupadły, brak garażu, szopy, komórek, płotu
nie ma nawet orzecha włoskiego, który podtrzymywał nasz hamak.
Niestety... taka kolej losu :(
Poszliśmy jednak podwórkiem dalej w stronę pola.
Ze względu na wysoką trawę nie udało się dojść do końca,
ale dotarliśmy do czereśni, po której chętnie się wspinałam gdy byłam mała.
I tym razem się udało... |
Niezła jestem, nie? |
Potem spotkaliśmy ciocię Gosię, córkę siostry Babci
i poszliśmy do niej na podwórko trochę pogadać
(nie za długo bo nie mogliśmy być tak długo nieobecni na imprezie Zosi).
Miło było powspominać :)
Gdy byłam mała ciocia Gosia zbierała wszystkie okoliczne dzieci
(w sumie to wszyscy jesteśmy tam rodziną)
i organizowała nam różne wyprawy do lasu, nad zalew, nad staw, na jeżyny itd.
Mamy nawet pamiątkowe zdjęcie całej tej gromadki
zrobione na schodach przed jej domem.
Teraz w zupełnie innym składzie,
po ponad 20 latach postanowiliśmy sobie zrobić podobne :)
Bardzo się cieszę z tego spotkania, rozmów, wspomnień.
i poszliśmy do niej na podwórko trochę pogadać
(nie za długo bo nie mogliśmy być tak długo nieobecni na imprezie Zosi).
Miło było powspominać :)
Gdy byłam mała ciocia Gosia zbierała wszystkie okoliczne dzieci
(w sumie to wszyscy jesteśmy tam rodziną)
i organizowała nam różne wyprawy do lasu, nad zalew, nad staw, na jeżyny itd.
Mamy nawet pamiątkowe zdjęcie całej tej gromadki
zrobione na schodach przed jej domem.
Niestety mam tylko taki mały format :( |
po ponad 20 latach postanowiliśmy sobie zrobić podobne :)
Dziwne, że mieści się nas teraz mniej... :) |
Ale najbardziej cieszy mnie spotkanie z siostrą Babci (brak zdjęć),
bardzo wzruszające i silne przeżycie.
Cioci Irki nie widziałam kilka lat, tak to się niestety czasem w życiu dzieje...
ale dla mnie nic się ona nie zmieniła.
Ta sama delikatność, urok i niesamowite poczucie humoru,
jak wtedy, gdy byłam dzieckiem.
Zdjęcie po 20 latach urocze!:)))
OdpowiedzUsuńHerbatka niestety nie w moim guście - po kardamonie natychmiast boli mnie głowa, więc nie dałabym rady. Migrena gwarantowana, a żałuję, bo zimą często miałabym smaczek na takie herbaty;)
Tutaj kardamonu jest niewiele, ale słyszałam już o podobnych przypadkach gdy nawet po niewielkiej dawce kogoś boli głowa.
UsuńPrzesłodka ta Zosia :) Takie spotkania po latach są niesamowite:)
OdpowiedzUsuńNo przesłodka, można ją schrupać z radości :)
UsuńSpotkanie było niezwykłe.
Przekochaną masz tą siostrzenicę :)
OdpowiedzUsuńTakie spotkania to duża wartość, urocza dziewczynka.
OdpowiedzUsuńO tak, to jedno z takich spotkań, o których się nie zapomina, bo na zawsze zostaje w naszym sercu.
UsuńŚliczna siostrzenica. czasem tak bywa,że nie dane nam jest się z kimś spotkać przez wiele lat.
OdpowiedzUsuńTak, mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie...
UsuńChętnie wypiłabym tę herbatkę! Widzę, że impreza udana. :) Sto lat dla Zosi!
OdpowiedzUsuńUdana, udana i to jak!
UsuńWspaniale!
Zosia słodziachna :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że herbatka nawet latem się przyjęła :)
Dziś więcej nie przeczytam, ale ponadrabiam :)
No na zimno smakuje zupełnie inaczej, ale równie dobrze jak na ciepło.
UsuńNa zimno jest zaskakująco orzeźwiająca - spróbuj!
Eeee ale u mnie chyba nie ma co nadrabiać, bo pod Twoją nieobecność ukazała się chyba tylko recenzja Tamaryszku, a tej na razie czytać nie będziesz...
Kiedy to pisałam to jeszcze nie byłam świadomo ile postów ostatecznie napisałaś :P
UsuńNa zimno to średnio lubię herbatę... ale może kiedyś spróbuję
Cudna Zosia :) takie spotkania są wspaniałe, można powspominać :) Herbatka jak najbardziej, ale te smaki raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńO tak wspaniałe, a wspomnienia tak żywe, jakby to wszystko działo się wczoraj.
UsuńNajbardziej jednak byłam urzeczona poczuciem humoru cioci Irki, siostry Babci - to coś niesamowitego!
Czasem (z okazji Świąt Bożego Narodzenia przeważnie) słychać marudzenie na forach czy blogach, że znów święta, że komercha, że nudne posiedzenia z rodziną... piszą tak przeważnie młodzi ludzi, nastolatkowie. Nie wiedzą, że potem te spotkania tak miło się wspomina.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię rodzinne posiedzenia :)
A Ty pięknie opisałaś takie właśnie.
Przeuroczy POST. Cudownie się czytało - dziękuję że można było Cie odwiedzić :-) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń