Tytuł: Projekt matka. Niepowieść
Wydawnictwo: Świat Książki
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2013
Ilość stron: 382
Yyyyyyyyyy mówi się, że wyjątek potwierdza regułę, prawda? Musicie wiedzieć, że z reguły uwielbiam wszystkie książki ze Świata Książki, a może nie, źle się wyraziłam. Uwielbiam wszystkie książki Świata Książki, po które sięgam z powodu interesującego opisu, sprawdzonego autora, czy zwyczajnie - z powodu cudownej okładki.
Wydawnictwo Świat Książki towarzyszy mi od pierwszej wypłaty, która bagatela wynosiła 350 zł (z czego musiałam zakupić jeszcze bilet miesięczny). Wtedy w moje ręce wpadł katalog Świata Książki i... szybko stałam się członkiem klubu. Każdego miesiąca, dzień w którym przychodził nowy katalog był dla mnie świętem. Studiowałam każdą stronę i marzyłam o własnej biblioteczce, w której będą stały książki mojego ulubionego Wydawnictwa, a ich liczba będzie stale rosnąć. I tak się stało, tych książek mam najwięcej, a większość z nich jest w moich ulubionych sztywnych oprawach. Wydawnictwo darzę wielkim sentymentem.
"Projekt matka", gdyby nie cudowne ocalenie Wydawnictwa, mogła być jedną z ostatnich wydanych przez nie książką. Po części dlatego zapragnęłam ją przeczytać, a po części przez to, że w mojej głowie od 4 lat trwa "projekt dziecko". Książkę otrzymałam jeszcze w styczniu. Pamiętam jak w lutym podczas spotkania blogerów w Gliwicach zachwycała się nią Sardegna. Ja niestety męczyłam ją 8 miesięcy!
Liczyłam na przyjemny pamiętnik/dziennik z okresu starań o pierwsze dziecko, ciąży, narodzin pierwszego dziecka i kolejnych. Oczekiwałam słów radości, smutku, zaskoczenia, zniechęcenia, strachu i bezwarunkowej miłości. Momentów krytycznych, podszytych beznadziejnością i zwątpieniem, jak i euforii i spokoju. Niestety użycie wyszukanego, trudnego w odbiorze zwróconego w stronę wybitnie uzdolnionych językowo osób pogrzebało książkę. Trudno jest przecież czytać trzymając w jednej ręce książkę Małgorzaty Łukowiak, a w drugiej słownik języka polskiego. Może autorka chciała pokazać, że matka to nie tylko kura domowa, zajmująca się głównie sprzątaniem, gotowaniem i podcieraniem tyłków dzieciom kobieta. Że bycie matką nie sprawia, że przestajemy być inteligentne, spełnione zawodowo i pełne nowych pomysłów do realizacji. Z całej prawie 400 - tu stronicowej książki doceniam wyłącznie epilog. Autorka zawarła w nim kwintesencje swoich przemyśleń na temat małżeństwa. Epilog jest jedyną częścią książki, która nie dołuje, nie poddaje w wątpliwość radości płynącej z macierzyństwa. Wierzę, że jej założeniem nie było dyskredytowanie "bycia matką", choć po każdej przeczytanej stronie miałam takie przekonanie.Mimo wielu pojawiających się zdystansowanych, nieco cynicznych opisów wesołych zabaw przez większą część książki odczuwałam niepokój i dekadencję.
Za książkę dziękuję Agusi (tak, wtedy była jeszcze Agusia)
i Wydawnictwu Świat Książki
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (2,5 cm)
Ja miałam tą książkę, ale jakoś nie skusiłam się na jej lekturę.
OdpowiedzUsuńKochana Madziu, czekałam na tego posta przez cały czas, od kiedy zauważyłam na Twoim blogu, że pojawiło się zdjęcie okładki w pozycjach "Teraz czytam". I czułam, że to będzie ciężka przeprawa...
OdpowiedzUsuńCzytam bloga Pani Łukowiak od jakiegoś czasu i jakoś można się w nim odnaleźć - porusza ważkie problemy macierzyństwa, powiedziałabym nawet: polskiego macierzyństwa i widać że nie polewa tego lukrem. Podoba mi się. Ale dużo wcześniej czytałam artykuł z wywiadem w "Wysokich obcasach" o Jej blogu i to było dla mnie duże nieporozumienie. A książki nie czytałam jeszcze i jakoś mnie nie ciągnie. Każdy ma swoje problemy, nie wszystko da się ustawić w jednej linii i ze znakiem równa się. Po takiej recenzji sięgnę (ale nie wiem kiedy ;), bo czasem z przekory lubię być po tej stronie, gdzie nie ma przyklaskiwania ;)
hehe :D
Buziaczki :)***
Izabelko, ja to się dziwię, że Ty do mnie jeszcze zaglądasz!
UsuńJa Cię tak zaniedbuję :(
Jakoś nie umiem wrócić do codzienności po tych wakacjach. Wcześniej godziłam pracę, dom, książki i bloga, a teraz za każdym razem któryś z tych elementów cierpi (no poza pracą, bo tu się sprężam).
Zrekompensuję Ci to jakoś.
P.S. Obiecuję wrócić do postów herbacianych (kawy ostatnio piję mniej, bo coś mam nie tak z tolerancją mleka, a jak wiadomo bez niego nie piję).
Pod koniec miesiąca planuję też mały konkursik książkowy na rozruszanie bloga :)
A od jutra Targi Książki!!! Hurra!!!!!
Oj tam, oj tam :))
UsuńNie obiecuj, miła, nie obiecuj :D ;)
Spokojnie, jak na wojnie. Nie oczekujmy cudów, to tak jak z macierzyństwem - myśli się, że będzie łatwo, a czasem/często wcale nie jest :)
Fajnie masz - targi książki :( Ja z moimi czytelnikami ;) może zrobimy w niedzielę wypad na stadion, bo mają być fajne imprezy dla dzieci. Oby pogoda dopisała :)
Książki nie czytałam i teraz po Twojej opini chyba po nią nie sięgnę. Trudno mi soę ustosunkować do tego co napisałaś.
OdpowiedzUsuńTez pamiętam czasy kiedy z mamą czekałyśmy na nowy katalog Świata Książki. Każdy z nas mógł sobie wybrac jedną książkę. Radość to była ogromna.
Słyszałam o tej książce, a okładka przyciąga wzrok. Szkoda, że się rozczarowałaś.
OdpowiedzUsuńRozczarowałam to niestety mało powiedziane :(
UsuńSama nie wiem, może kiedyś.
OdpowiedzUsuńja wolę moją córę na żywo, niż męczenie takiej książki, bo pewnie - idąc za naszymi podobnymi gustami - tak by było
OdpowiedzUsuńTeż lubię to wydawnictwo, ale nie należałam do klubu... tak jakoś wyszło
Ja po prostu oczekiwałam od książki czegoś innego.
UsuńWiedziałam, że nie będzie "kolorowania", "słodzenia" i wywyższania roli macierzyństwa, ale ta książka to jakaś farsa :(
Mam tę książkę w wersji audio, zaczęłam jej słuchać, ale fabuła w ogóle mnie nie wciągnęła, a dywagacje okołomacierzyńskie w wykonaniu tej autorki mnie irytowały i zniechęcały... Nie wiem czy kiedyś dokończę ten tytuł. Wydaje mi się, że szkoda czasu.
OdpowiedzUsuńJa czytałam ją 8 miesięcy i z każdą kolejną stroną męczyłam się bardziej. Doczytałam tylko dlatego, że to egzemplarz recenzyjny. Inaczej dawno rzuciłabym książkę w kąt.
UsuńPoważnie, aż takie rozczarowanie? Dla mnie ta książka jest idealnym odzwierciedleniem tego, z czy, borykam się każdego dnia. Tak jak Ci mówiłam, miałam wrażenie, że czytam o sobie. bardzo emocjonalnie do niej podeszłam, może to dlatego stała się dla mnie taka ważna. Nadal podtrzymuję moją ocenę 6/6 ale może miałam w stosunku do niej inne oczekiwania niż Ty. pozdrawiam i do jutra :)
OdpowiedzUsuńNo niestety :(
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj przywiozłam 12 książek :)
Ciekawa jestem jak jutro będzie :)
hmm, to chyba nie będę się męczyć jeżeli jest tak kiepska ;c
OdpowiedzUsuńHmm... No to kiepsko. Ja czytałam raczej pozytywne opnie, ale tak czy siak i tak mnie jakoś do tej książki nie ciągnie.
OdpowiedzUsuń