Ilustrator: Zdzisław Witwicki
Tytuł: Malowany ul
Seria: Poczytaj mi mamo
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1982
To moja ulubiona książeczka z serii "Poczytaj mi mamo". Bardzo sympatyzowałam z pszczółką Bze-Bze, która wbrew zasadom panującym w ulu, zamiast zbierać nektar malowała na wewnętrznych ścianach ula kwiaty. Za swoje nieposłuszeństwo została surowo ukarana. Dopiero zimą, gdy świat był zimny, szary i nudny Królowa pszczół odkryła urok kwiecistych malunków i zrozumiała postępowanie Bze-Bze.
To wspaniała historia mówiąca o tym, że nietypowe zachowania nie zawsze są niewłaściwe. Czasem warto ponieść się emocjom i działać niestereotypowo, by osiągnąć sukces. Nie można bać się realizować marzeń, jeśli wiemy, że swoim postępowaniem nie krzywdzimy innych.
Miło było jeszcze raz poczuć się małą dziewczynką, poczuć odurzający zapach kwiatów i nacieszyć oczy wszystkimi kolorami tęczy, a przez przymknięte powieki poczuć promienie słońca. Gdy byłam mała namiętnie tworzyłam ilustracje do książeczki, malując głównie... wnętrze ula. Chyba utożsamiałam się z pszczółką Bze-Bze :)
*********************
Autor: Stanisław Jachowicz
Ilustrator: Maria Uszacka
Tytuł: Chory kotek
Seria: Poczytaj mi mamo
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1985
To książeczka chyba znana każdemu, bo wielokrotnie była wznawiana w różnych wydawnictwach. Króciutka bajeczka wierszowana z morałem.
Pewnego kotka odwiedza doktor i wyjaśnia przyczyny złego samopoczucia. Okazuje się, że kotek za wiele jadł, nie dbając przy tym o jakość posiłków i odpowiednią dietę, przez co teraz cierpi. Pan doktor przestrzega czytelników - dzieci, by same nie skończyły tak jak kotek. Trzeba się strzec łakomstwa!
Ta bajeczka nie zachwyciła mnie na nowo tak jak poprzednia. Prawdopodobnie przez język i styl, które nie były by zrozumiałe dla obecnych dzieci. Wierszowany tekst bez rymów nie jest dobrze przyswajalny. Plus jednak za zawartą w książeczce przestrogę :)
Książeczki przeczytałam w ramach mojego wyzwania
O, znamy, znamy, i czytamy ;-)
OdpowiedzUsuń"Malowanego ula" osobiście nie miałam, ale ostała się ta książeczka po mężu więc Elwirce czytałam, jakoś mnie to nie urzekło jednak.
Za to "Chorego kotka" w tym wydaniu miałam, teraz mam takie żółte, z Wilgi, kartonowe okłądki- bardzo praktyczne, Elwi uwielbia oglądac i słuchać.
Jaki tam masz "wierszowany tekst bez rymów"? Toć rymy są!
łóżeczku - koteczku
do niego - chorego
jadło - sadło
basta- ciasta
(...)
ścisła - zawisła
może - Boże
Rymy jak byk! ;-)
Te książeczki czytała mi mama a potem ja sama, tak namiętnie, że całkiem je zniszczyłam:) Super były:)
OdpowiedzUsuńTej pierwszej książeczki nie znam, natomiast drugą znam bardzo dobrze. Kiedy byłam mała, nie znosiłam bajeczki o chorym kotku i o łakomstwie. Doceniłam ją jako osoba dorosła :)
OdpowiedzUsuńmiałam obie :) chorego kotka czytam córci, tyle że w nowszej szacie graficznej mamy. A Malowany ul pamiętam :) rety.... ależ mi dzieciństwo przypomniałaś
OdpowiedzUsuńNie znam pierwszej, ale można to jeszcze nadrobić. "Chorego kotka" mama czytała mi wiele razy - bardzo mi się podobał. :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o nich:)
OdpowiedzUsuń