Sarah jest młodą mężatką, jednak jej życie nie jest usłane różami. Jack wydawał się być chodzącym ideałem - przystojny, bogaty, wykształcony, świetny architekt. Niedługo po ślubie Jack zachorował na raka jąder. Dla młodego małżeństwa była to prawdziwa tragedia, na szczęście udało się wygrać z chorobą, a przezorna para na wszelki wypadek "zabezpieczyła" materiał genetyczny męża, by w przyszłości mogli cieszyć się z rodzicielstwa. Po powrocie do zdrowia przez męża, Sarah czuła, że ich małżeństwo nie jest takie jak dawniej, jednak za wszelką cenę próbowała to zmienić, dawała z siebie wszystko by poprawić ich relacje. Po kolejnej inseminacji, gdzie wyjątkowo nie było Jacka, Sarah postanowiła go odwiedzić w pracy przywożąc ze sobą pizzę - oczywiście taką jak lubi Jack.
I tu następuje przełom - okazuje się, że Jack nie uczestniczy w ważnym zebraniu, a ... testuje sypialnię w jednym z pokazowych domków swojego autorstwa. Mimi Lightfood - Jack miał dla niej zaprojektować tor dla koni - widać chciał ją najpierw lepiej poznać... Sarah wróciła do domu, nie wiedziała co robić dalej. W rozwiązaniu tej sytuacji pomógł jej Jack, który następnego dnia zażądał rozwodu. Sarah spakowała się i wyjechała do Glenmuir - rodzinnego, nadmorskiego miasteczka, do domu ojca.
To tu zaczyna się nowe życie Sarah... Niedługo po przyjeździe Sarah orientuje się, że jest w ciąży!!! Odnajduje tu swojego dawnego znajomego ze szkoły Willa, który samotnie wychowuje nastoletnią córkę. Od początku coś między nimi iskrzy jednak oboje są na życiowym rozdrożu - ona jest w ciąży i przechodzi rozwód, on zmaga się z buntem Aurory, swojej córki. Oboje podchodzą bardzo ostrożnie do budzącego się uczucia, starają się racjonalnie do tego podejść. Jaki będzie finał tej historii? Czy powrót skruszonego Jacka zdławi rodzące się uczucie? Czy też nieprzychylność Aurory zazdrosnej o ojca zniszczy ten związek?
Książkę dobrze się czyta, choć część rozdziałów pewnie bym skróciła, bo niepotrzebnie przeciągają książkę. Pojawiło się też kilka powtórzeń, które były zbędne. Za to bardzo podobało mi się, że autorka nie starała się "przerysować" historii. Nie było tu gwałtownych uczuć od razu po pierwszym spotkaniu - bohaterowie rozważali wszystkie za i przeciw zanim postanowili się związać, Sarah po porodzie nie wyglądała jak gwiazda, a jak wyczerpana kobieta. Potrafiła się też przyznać do zmęczenia, które zaserwowało jej macieżyństwo. Jednak w całej tej opowieści to nie motyw Sarah i Willa mnie tak urzekł! Postać Aurory, jej przemyślenia i odczucia wywarły na mnie największe wrażenie. Sama znam dziewczynkę, która jest niewiele młodsza od Aurory i również wychowuje ją tylko ojczym - teraz potrafię zrozumieć jej frustracje i lęki. To niesamowite ile niektóre dzieci muszą dźwigać na swoich barkach i jak trudno im zrozumieć życiowe wybory rodziców.
Książka oczywiście nie jest pisana na faktch, jednak podobne sytuacje mogą mieć miejsce i dobrze jest wiedzieć jakie uczucia mogą towarzyszyć przeżywającym je dzieciom... zwłaszcza gdy jest się nauczycielem i ma się takiego ucznia :(