Tytuł: Mroczny las
Seria: Losy rodziny De Beers, tom 2
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 518
Zachwycona pierwszą częścią serii o losach rodziny De Beers ("Willow") koniecznie chciałam poznać kontynuację. Przyszło mi na to czekać aż pół roku. Wreszcie książkę mam, czytam i ???
Kim jest Willow przekonałam się czytając pierwszy tom, w którym dziewczyna po śmierci ojca rozwiązuje rodzinne tajemnice. Jeśli ktoś nie czytał jednak "Willow" to nie ma się czym przejmować, bo autorka w prologu "Mrocznego lasu" zgrabnie opisała to co działo się przedtem.
Po domknięciu wszystkich swoich spraw w Karolinie Południowej Willow zamierza na stałe przenieść się na Florydę gdzie mieszka jej biologiczna matka. Kobieta mieszka w pełnym przepychu Palm Beach, gdzie liczą się tylko pieniądze, posiadany majątek, bywanie w towarzystwie i drogie podróżowanie. Życie Grace tak się ułożyło, że nie pasuje ona do elity miasteczka. Willow zamierza to zmienić i tuż po przyjeździe na miejsce próbuje wprowadzić stosowne zmiany, by polepszyć jakość życia matki. Nie powinno to być takie trudne, bo Willow wspierana jest przez ukochanego Thatchera, no...a przynajmniej tak myśli. Budowanie nowego życie utrudnia trochę jej przyrodni brat Linden, który cierpi na zaburzenia psychiczne. Czy Willow uda się osiągnąć zamierzone cele? Zbudować w nowym miejscu trwałe, bezpieczne i szczęśliwe życie?
Dosłownie nie mogłam się doczekać kiedy poznam dalsze losy Willow i jej bliskich. Z przyjemnością przypomniałam sobie część jej historii zawartą w prologu i... iskierka zgasła. Początek książki nużył mnie strasznie. W zasadzie nie działo się nic ciekawego, na domiar złego, Thatcher, którego zapamiętałam jako miłego i uczynnego dżentelmena denerwował mnie swoją postawą od pierwszej kartki! Miałam ochotę wstrząsnąć Willow, by spadły jej klapki z oczu. Niestety nie było to możliwe. Drażnił mnie też rozwlekły opis sytuacji - każde spojrzenie, ruch ręki, powiew wiatru itd. Wiadomo, że opisy pozwalają czytelnikowi łatwiej wyobrazić sobie daną sytuację, ale momentami dosłownie odpływałam. Nie pamiętam czy podobnie było w "Willow", ale nawet jeśli to tam cały czas się coś działo, rozdziały kończyły się tak, że "jeszcze tylko jeden", "ostatni" i gdyby nie to, że człowiek musi jeść, spać i pracować to nie wypuściłabym książki z ręki. Tym razem zdarzało mi się zasnąć przed końcem rozdziału :(
Na szczęście później było już lepiej. Od wizyty Willow w salonie piękności książka interesowała mnie coraz bardziej. Czułam, że autorka szykuje jakąś bombę i wcale nie miałam na myśli tego co wydarzyło się niedługo po zajściu "panny z mokrą głową", bo o tym można było przeczytać na opisie książki znajdującym się na tylnej okładce. Czułam, że nastąpi tragiczny w skutkach zwrot akcji, autorka przecież słynie z takich "niespodzianek". Od tego momentu trudno mi było oderwać się od książki. Niestety do czasu, bo akcja znowu zwolniła i ten stan utrzymał się do końca książki :( Niby była "bomba", ale bardzo przewidywalna, niemal oczywista. Najważniejsze wydarzenia książki zajęły może 100 stron... z 518, więc czują się rozczarowana :(
Na szczęście później było już lepiej. Od wizyty Willow w salonie piękności książka interesowała mnie coraz bardziej. Czułam, że autorka szykuje jakąś bombę i wcale nie miałam na myśli tego co wydarzyło się niedługo po zajściu "panny z mokrą głową", bo o tym można było przeczytać na opisie książki znajdującym się na tylnej okładce. Czułam, że nastąpi tragiczny w skutkach zwrot akcji, autorka przecież słynie z takich "niespodzianek". Od tego momentu trudno mi było oderwać się od książki. Niestety do czasu, bo akcja znowu zwolniła i ten stan utrzymał się do końca książki :( Niby była "bomba", ale bardzo przewidywalna, niemal oczywista. Najważniejsze wydarzenia książki zajęły może 100 stron... z 518, więc czują się rozczarowana :(
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
- Grunt to okładka - Kropka (po inicjale drugiego imienia autorki)
- Grunt to okładka - Kropka (po inicjale drugiego imienia autorki)
- Łów słów - LA
- Czytamy nowości
- Misja specjalna "Zatytułuj się" - M
- Przeczytam tyle ile mam wzrostu - 3,5 cm (64,7 cm z 158 cm)
- 52 książki w 2017 (29)
Autorkę kojarzę z "Kwiatów na poddaszu", które po prostu uwielbiam. Nie jestem jednak pewna, czy potrzebuję innych powieści jej autorstwa do szczęścia :)
OdpowiedzUsuń"Kwiaty na poddaszu" i "Płatki na wietrze" są świetne, dają do myślenia i na zawsze zapadają w pamięć, ale tutaj jestem rozczarowana. Także powielaniem wątków kazirodczych i chorób psychicznych.
UsuńW serii o Dolangangerach było to przerażające, ale i fascynujące, a tutaj...
I cz. nawet przypadła mi do gustu, II dopiero przede mną :)
OdpowiedzUsuńA ja przeczytałam Kwiaty na poddaszu i szczerze powiedziawszy jakoś nie po drodze mi z tą Autorką..
OdpowiedzUsuńNa razie mam za sobą dwa tomy sagi o Dollangangerach, ale widzę, że autorka ma chyba tendencję do bezsensownego tworzenia kolejnych części, a tak naprawdę daną historię można byłoby przedstawić w jednej, maksymalnie dwóch powieściach...
OdpowiedzUsuńAkurat saga o Dollangangerach pokazuje jaki jest wpływ tego co się stało wcześniej na całą rodzinę, gdzie właściwie aż 4 pokolenia ponoszą tego konsekwencje. Autorka pokazuje co dzieje się z psychiką poszczególnych osób niosących brzemię przeszłości.
UsuńTutaj niby jest podobnie, ale czuję się trochę jakbym jadła odgrzewane kotlety...
Miałam nadzieję na coś nowego, zaskakującego, może i nieprawdopodobnego, ale wzbudzające jakieś emocje. Tutaj nie jestem w stanie przeżywać wszystkiego tak jak przy Dollangangerach.
Andrews to pisarski fenomen, nie żyje od 1986 roku a nadal pod jej nazwiskiem ukazują się kolejne książki ... Uważam że są całkiem ciekawe, ale podpisywanie tych nowych serii jej imieniem to chyba przesada ;)
OdpowiedzUsuń